Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 20 lipca 2012

539. Po najmniejszej linii oporu


Od ostatniej niedzieli aż się boję tego (i każdego następnego) weekendu. Mąż obiecał poprawę w przejawianiu inicjatywy w kwestii organizowania naszego czasu wolnego. I co? Ciśnie mi się na usta jedno zdanie - chciał dobrze, a wyszło jak zawsze.

Na komunikatorze zostawił mi wiadomość z trzema propozycjami spędzenia soboty i niedzieli. Żywcem skopiowane z jakiegoś informatora miejskiego. Po najmniejszej linii oporu. Żeby jeszcze coś ciekawego, ale dał popis, nie ma co.

Możemy pooglądać występy dzieci na jakimś festynie. Gdybym miała ze trzydzieści lat mniej, pewnie bym się ucieszyła. Możemy posłuchać koncertu jednego pana. Gdyby nie fakt, iż kiedyś się z nim spotykałam i zakończyłam tę znajomość (Mąż wie o wszystkim), byłoby nieźle. Możemy iść na zorganizowany rajd pieszy. Gdyby nie to, że trzeba się zrywać skoro świt w niedzielę i zasuwać kilkanaście kilometrów, czemu nie?

W zeszłym roku spędziliśmy ponad dwa tygodnie nad morzem. Pomysł miałam ja. Podróż, noclegi, jedzenie, zwiedzanie, spotkania ze znajomymi, - zaplanowałam ja. I tak jest zawsze odkąd pamiętam. Czy naprawdę tak trudno jest ruszyć głową i pomyśleć? Szczególnie jeśli zna się upodobania drugiej osoby? Kwestia braku inicjatywy ze strony Męża jest najbardziej palącym problemem w naszym związku. Nawet mi się nie chce myśleć o jutrze.