Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 31 lipca 2012

563. Kochać inaczej


Wiara, nadzieja, miłość i pewnie jeszcze wiele innych, których wymieniać nie będę, pozostawiając wolną przestrzeń dla wyobraźni - nie da się ich w żaden sposób umieścić w jakichkolwiek ramach, nie da się ich zważyć, zmierzyć, porównać.

Kiedyś napisałam, że czuję, iż Mąż kocha mnie bardziej niż ja jego. Potem powiedziałam mu o tym odczuciu. I zaczęliśmy rozmawiać - jak zwykle. Lubię go słuchać, bo - w przeciwieństwie do mnie - mówi niewiele, ale bardzo mądrze i trafnie. Jednym zdaniem wyrazi więcej niż pewnie ja swoim przydługim wywodem. Zresztą, tego też tak naprawdę się nie da porównać.

Głos Rozsądku na moje pytanie, czy czuje się mniej kochany niż sam kocha mnie, odpowiedział, że nie, bo każdy inaczej okazuje miłość drugiej osobie. Wpływ na to ma choćby schemat relacji pomiędzy rodzicami wyniesiony z domu, który często nieświadomie lub podświadomie powielamy w naszych związkach. Sposób okazywania uczuć - mniej lub bardziej wylewny - wynika właśnie z czasem diametralnie innych doświadczeń życiowych oraz z różnic charakteru i osobowości partnerów.

Kobiety przeważnie kochają za coś - za poczucie bezpieczeństwa, poczucie humoru, wygląd, stan konta, troskę, opiekuńczość i jeszcze tysiąc innych rzeczy. Mężczyźni - za całokształt - za obecność, chociaż pewnie pojawią się też inne głosy.

Każdy okazuje miłość tak, jak umie i jak chce. Panowie dość często podchodzą zadaniowo do sfery uczuciowej. Dlatego kojarzą ją z zapewnieniem bezpieczeństwa materialnego, zabierając swoje panie na zakupy, robiąc im prezenty, czy oddając całą pensję. Niewiasty zajmują się wiciem miłosnego gniazdka, troszcząc się o ciepło domowego ogniska, serwując pyszne dania i krzątając się wokoło.

Nie ma dwóch jednakowych osób. Mogą być tylko bardzo podobne do siebie. Tak samo jak oczekiwania. I tu jest czasem pies pogrzebany. To, że coś komuś daję wcale nie oznacza, że wróci to do mnie w tej samej formie.

Wracając do mnie i do Męża - powiedział mi, że kocha mnie za to, że jestem, a nie jaka jestem. Daje mi z siebie tyle, ile chce. Cieszy go każdy mój gest, czy słowo, które jest ponad moją normę, która jest inna niż jego.

Dyrektor Wykonawczy, odkąd go poznałam, był i jest typem faceta, który nie wstydzi się okazywać uczuć - bez względu na miejsce i czas. Zauważył, że najpierw byłam jak jeż, którego lepiej nie dotykać, bo kłuje. Potem, powoli i stopniowo, zaczęłam się otwierać. Nabrałam zaufania, wiary w siebie, wzrosło moje poczucie wartości i teraz coraz częściej zdarza się, że to ja podchodzę do Męża i go całuję albo przytulam.

Moja niewiara w siebie spowodowała, że zaczęłam myśleć, iż kocham mniej, a tak naprawdę kocham inaczej. Teraz to wiem.