Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 1 sierpnia 2012

564. Rytualiki


Mąż prosto po pracy pojechał wczoraj do kina. Wrócił do domu prawie o tej samej porze, o której zwykle przychodzi z drugiej zmiany. Otworzyłam mu drzwi, witając go słowami: "cześć Batman". Uśmiechnął się do mnie. Chyba mu się spodobało. Mam więc nową ksywkę dla niego.

Od poniedziałku wstajemy codziennie o tej samej godzinie, więc automatycznie dzień robi się dłuższy. Dyrektor Wykonawczy wychodzi, a ja zajmuję się swoimi rytualikami - składaniem albo wstawianiem i rozwieszaniem prania, śniadaniem, odpaleniem dziadka i przeglądem internetowych wiadomości, wypiciem kawy (bez Męża, więc smutno), drugim śniadaniem, obiadem i podwieczorkiem. No i przedpołudniowymi małymi zakupami.

Fajnie jest znać prawie każdy kamień na swoim osiedlu. Spodobała mi się taka poranna obserwacja przyrody, ludzi oraz ich zachowań. Też mają swoje rytuały, podobnie jak ja. Pogoda w sam raz, bo bardzo ciepło, ale nie upał, więc czystą przyjemnością jest wyjście z domu.

Nieraz zmiany są potrzebne, choć czasem ciężko się do nich przyzwyczaić. Mieliśmy w pobliżu normalny sklep spożywczy, do którego bardzo lubiłam chodzić. Zrobili w nim remont i taki niby mały markecik samoobsługowy. Byłam tam ze cztery razy. Zupełnie nie ten klimat - ciasno, klaustrofobicznie, bezosobowo.

A jeśli chodzi o kwestię wypędzania z siebie lenia, jest mi dobrze, bo czuję się o wiele lepiej ze świadomością, że coś robię. Nawet jeśli jest to metoda małych kroczków. Byle do przodu.