W sobotę rano padał deszcz i było chłodno. Wybieraliśmy się z Dyrektorem Wykonawczym na spotkanie z Agatą i jej mężem. Pytam Głos Rozsądku co chce założyć - T-shirt, czy bluzę, a Druga Połówka odpowiada: "żona, a może byś mi dała jakąś koszulę?" Zdziwiona spojrzałam na niego, twierdząc, że przecież oni w trasie są, więc będą na luzie ubrani, ale - jak to posłuszna służebnica i ozdoba, dałam mu tę koszulę.
Siedzieliśmy potem we czworo przy stoliku, opowiadam Agacie o całym porannym zdarzeniu, a ona śmieje się i mówi, że Strażak też założył koszulę. Nie dość, że obie miałyśmy bluzki w kolorze fuksji, to jeszcze nasi mężowie wybrali sobie podobne koszule.
W temacie chłodu pozostając - marznę trochę i cieszy mnie ten stan jak nie wiem co. Po tylu dniach gorąca, ogarnia mnie ogromna i nieopisana radość, że mam zimne dłonie, zimne stopy i zimny nos. Wreszcie czuję, że żyję, a nie dogorywam ostatkiem sił. Góry bym mogła przenosić w takiej temperaturze - w pokoju moje ukochane 22.2 stopnia.