Ostatnio skumulowało mi się kilka kwestii ogólnoludzkich, które mnie mocno uwierają. Bo czasem ta jedna przysłowiowa kropla wystarczy, by przelać czarę goryczy. O co chodzi?
Zastanawiam się czy niektórzy nie żyją sobie w całkowitym oderwaniu od rzeczywistości, w totalnie innym świecie, trzymani pod kloszem, mający skórę jak hipopotam, mylący empatię z sympatią, bezmyślni, nietaktowni, nieczuli, itp., itd.
"Zapomniał wół jak cielęciem był" powiedział mi wczoraj Mąż w odniesieniu do nurtujących mnie spraw, kiedy wylałam przed nim swoje żale. To, co dla jednego jest normą, czy standardem życia, dla kogoś innego będzie odległym marzeniem. Ale spróbujcie sprawić, by ten pierwszy zrozumiał w czym rzecz.
Pamiętam jak kiedyś jedna z moich koleżanek opowiadała mi o swoim nowym facecie, przytaczając jego słowa, że "jak otwiera lodówkę, to wieje z niej tylko chłodem, bo półki świecą pustkami". Nie mogła pojąć o co chodzi, tłumacząc się: "jak ja mam na coś ochotę, to idę do supermarketu i wkładam do koszyka". Jak głową w mur...
Znajomi remontowali mieszkanie, które dostali w prezencie od dziadków, wyśmiewając przy tym meble pamiętające lata siedemdziesiąte, które oczywiście musieli wyrzucić, bo niemodne i kto by w takich warunkach chciał żyć? "Łatwo przyszło, łatwo poszło" - babcia z dziadkiem dali lokum, mamusia z tatusiem pieniądze na jego urządzenie, to można drwić, prawda? Ale że słuchają tego ludzie, którzy marzą o własnym kącie, to już nieważne.
Koleżanka nagle straciła pracę, była w bardzo ciężkiej sytuacji finansowej, brakowało jej nawet na chleb, czy zwykły bilet autobusowy. Kiedy zwierzyła się ze swoich problemów komuś, kogo uważała za przyjaciółkę, usłyszała: "nie wyglądasz na bezrobotną, chodź do kina to się rozerwiesz". Jak grochem o ścianę...
Przykłady można mnożyć - nieustanne zachwyty nad własnym maluchem młodej matki w obecności kobiety, która boryka się z niemożnością zajścia w ciążę; głośne i wyraźne użalanie się nad swoją "tuszą" panienki w rozmiarze XS przy tej, która ma sporą nadwagę.
Czasem zastanawiam się w jakim ja świecie żyję. Gdzie podziała się wrażliwość na krzywdę drugiego człowieka, chęć bezinteresownej pomocy, czy choćby poszanowanie i zrozumienie bolączek innych? O braku empatii już wspominałam niejednokrotnie, a co się stało z myśleniem? Ono też boli?