Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 22 sierpnia 2012

594. Tytułomania


Bladego pojęcia nie mam skąd się wzięła i kto ją wprowadził "na salony", ale że jest od lat obecna, wiedzą chyba wszyscy. Kolejny kompleks niższości, próba wywindowania ego do gigantycznych rozmiarów, upokorzenie tych "gorszych", bo niżej stojących w hierarchii, czy coś jeszcze?

W pewnej instytucji, w jakiej przed laty pracowała moja matka obowiązywały trzy kasty społeczne - samo dno, czyli wszyscy z wykształceniem podstawowym i średnim zawodowym (bez matury); środek, czyli wszyscy z wykształceniem średnim (z maturą) oraz góra, czyli wszyscy z wykształceniem wyższym. Do plebsu (dwie najniższe grupy) odnosiło się "pani Zosiu", "panie Janku" natomiast do elity tylko i wyłącznie "pani magister", bądź "panie magistrze".

Tytułomania weszła także do szkół - wystarczy zajrzeć na jakąkolwiek stronę internetową w zakładce "kadra", żeby zobaczyć kto zacz. Ostatnio, szukając pewnych informacji, natrafiłam na link kilku kurii diecezjalnych. Z ciekawości zaczęłam przeglądać nazwiska księży. I tu trafiłam na same perełki: ks. biskup dr Jan Kowalski, ks. infułat mgr lic. Andrzej Nowak, ks. mgr lic. Alojzy Małecki, ks. dr Zenon Pokora, ks. prof. dr hab. Paweł Ciosek. Na ich tle najzwyklejszy ks. Tomasz Sowa wyglądał wielce niepozornie i nie rzucał się wcale w oczy. Wśród sióstr jest podobnie, dlatego s. mgr Barbara Jeż absolutnie mnie już nie zdziwiła.

Żeby była jasność - nie mam nic przeciwko kształceniu się i zdobywaniu wiedzy, czy robieniu specjalizacji, bo to działania jak najbardziej chwalebne. Zapracowałeś, dostajesz tytuł - logiczne. Nikt ci go nie odbierze (no chyba, że popełniłeś przestępstwo podczas pisania pracy).

Nie rozumiem tylko po co ta wszechobecna i bijąca po oczach i uszach manifestacja w postaci kilku literek przed imieniem i nazwiskiem. Jeśli potrzebujesz ich tylko i wyłącznie po to, by poczuć się lepiej, nie mam dalszych pytań. A jeśli jeszcze okaże się, że ranga tytułu jest odwrotnie proporcjonalna do stanu posiadanej wiedzy oraz ilorazu inteligencji (co wcale nie należy do rzadkości), tym bardziej powstrzymam się od zabierania głosu.