Mąż mnie zaskoczył kreatywnością. Sam, z własnej i nieprzymuszonej woli, zadzwonił wczoraj rano do właścicielki, u której będziemy nocować z pytaniem o kilka istotnych rzeczy - żeby się upewnić czy na pewno będą ręczniki (tak), czajnik oraz talerze i sztućce (tak) oraz bezprzewodowy dostęp do sieci (tak).
Mało tego - w związku z tym ostatnim, dostaliśmy nawet możliwość wyboru pokoju - na parterze lub na piętrze, bo właśnie w tych dwóch jest najlepszy zasięg. Po krótkiej naradzie, zdecydowaliśmy się na ten na górze - wszak noce są chłodne, a od ziemi ciągnie.
Zrobiliśmy dzisiaj przymiarkę i po raz pierwszy w życiu (nie licząc przelotu z Anglii do Polski) zabieramy ze sobą naszego dziadka. Owiniemy go w kocyk polarowy, który posłuży nam później na plaży i wsadzimy do walizki. Zmieści się. W towarzystwie butów może nie będzie mu najwygodniej, ale da radę. Twardy jest, a nie miętki.
Wieczorny telefon był jakże miłym zaskoczeniem i całkowicie pionierskim doświadczeniem, gdyż właścicielkę głosu, który usłyszałam, poznałam przelotnie prawie rok temu. Jak się jednak okazuje, czasem nawet chwila rozmowy wystarczy, by wrażenia pozostały na dłużej. Jeśli wszystko się dobrze ułoży, za kilka dni się zobaczymy ponownie i spędzimy ze sobą więcej czasu w bardziej kameralnym niż wtedy gronie. Już się nie mogę doczekać.