Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 4 września 2012

617. Przywitanie z morzem


Rano, tuż po obudzeniu odkryłam, że nie zauważyliśmy wczoraj z Mężem rolety i zanim usnęliśmy, księżyc świecił nam w okno. Byliśmy padnięci jak konie po westernie, więc w niczym nam ten fakt nie przeszkodził. Spaliśmy jak zabici.

Obudziło nas słońce i 23 stopnie Celsjusza w pokoju. Wreszcie mogliśmy obejrzeć wszystko w świetle dziennym. Taras będzie fantastycznym miejscem do picia kawy lub herbaty - pod warunkiem, że wrócimy na nocleg przed zmierzchem.

Zjedliśmy śniadanie, za które posłużyły nam kanapki z drogi, wzięliśmy prysznic i Mąż poszedł uregulować opłatę za nasz pobyt. Wrócił uśmiechnięty, a w ręce niósł prezent dla mnie - korale i bransoletkę z bursztynu. Okazało się, że każda kobieta zostaje obdarowana takim upominkiem od naszej miłej pani.

Zanim dojechaliśmy do centrum Gdańska, byłam głodna jak wilk, więc poszliśmy na śniadanie do baru mlecznego "Neptun" - była jajecznica i kawa (ja) oraz kakao (Mąż). Potem w tramwaj (który po jednym zaledwie przystanku musieliśmy zamienić na autobus) i udaliśmy się na plażę w Stogach. Tam przywitaliśmy się z morzem. Boso po piachu i po kostki w wodzie. Tramwaj powrotny i znowu wycieczka turystyczno-krajoznawcza po mieście.

Obiad zjedliśmy w słynnym "Kmarze" (pyszne i niedrogie jedzenie), a stamtąd poszliśmy pieszo (trzeba na bieżąco spalać kalorie) na plażę w Jelitkowie. Potem "z buta" do Brzeźna, gdzie pobyliśmy chwilę na moim ukochanym molo. Na deser musiały być równie słynne lody, a to oznaczało wizytę w Eskimosie we Wrzeszczu. Po raz pierwszy byliśmy tam z jeszcze nie Mężem sześć lat temu.

Mieliśmy w planach jeszcze plażę w Sobieszewie, ale zrezygnowaliśmy - Mąż padł jak kawka, a ja mam dwa bąble na stopach. Do morza jest ponad półtora kilometra przez las w jedną stronę, więc woleliśmy nie ryzykować. Jeszcze zdążymy.

Najeździliśmy się od wczoraj co niemiara. Na szczęście zanim tu przyjechaliśmy, dwa 24 godzinne bilety dotarły do nas w kopercie - dzięki uprzejmości Takiej Jednej Dobrej Kobiety, z którą mamy nadzieję się niebawem spotkać.

Pstrykam fotki i wkrótce wstawię je we wszystkie posty, więc przygotujcie się na ich obecność. Zwiedzanie, jedzenie, ludzie, wypoczynek - tak w czterech słowach będzie wyglądał nasz pobyt nad morzem.


Powitalny prezent od właścicielki

Tu nas jeszcze nie było

Pierwsze drugie śniadanie po przyjeździe

Ciepły piasek na plaży w Stogach

Zaraz przywitam się z moim ukochanym Bałtykiem

Uwielbiam bary mleczne

Czas na obiad

Już w Jelitkowie

Kolejne wdzięczne obiekty fotograficzne

Sama natura

Lodziarnia rodem z PRL-u, czyli wymieniliśmy pieniądze na żetony - osiem gałek na dwie osoby

Jagodowo-śmietankowo-truskawkowo-cytrynowy