Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 7 września 2012

618. Środa, czyli wyjazdowo


Wychodzi na to, że będę pisać z dwudniowym opóźnieniem, ale inaczej chyba nie dam rady ze względu na bogaty plan zajęć każdego dnia.

Środę, podobnie jak wtorek, rozpoczęliśmy dość wcześnie jak na wakacje, czyli pobudką o 7:40. Godzinę później byliśmy już na przystanku autobusowym, do którego mamy zaledwie 30 sekund drogi. Po wyjściu z autobusu dostaliśmy w prezencie po butelce wody z melisą. Potem dworzec autobusowy i oczekiwanie na pociąg osobowy relacji Gdynia - Elbląg. Naszym przystankiem była trzecia stacja, nie licząc Gdańska Głównego. Przyznam, że niewiele brakowało, a dłużej czekalibyśmy na peronie niż jechaliśmy, bo oczywiście skład miał piętnastominutowe opóźnienie.

Pruszcz Gdański powitał nas rozkopami i rozbitymi szybami. Wrażenia estetyczne okropne. W dzień nie było tam zbyt bezpiecznie - w tunelu pomiędzy peronami, który przypominał bunkier śmierdziało straszliwie, a na schodach prowadzących do wyjścia siedziała mocno podejrzana ekipa panów - z puszkami piwa w ręce i paląca papierosy. W nocy nie chciałabym się tam znaleźć - nawet w towarzystwie Męża.

Na całe szczęście po drugiej stronie torów czekała nasza wspólna znajoma z dwójką swoich malutkich pociech, między foteliki których nawet udało mi się wcisnąć. Dyrektor Wykonawczy jest za gruby i dlatego w nagrodę miał miejscówkę z przodu.

Dojechaliśmy do Faktorii Handlowej i tam tylko we dwoje trochę sobie pozwiedzaliśmy. Oprócz babci z wnuczką byliśmy jedynymi chętnymi, ale co się dziwić - jedenasta rano, wrzesień, zachmurzone niebo...

Spędziliśmy bardzo miłe, ciepłe i sympatyczne popołudnie w mieszkaniu kochanej i spokojnej mamy, która nie miała absolutnie nic przeciwko, żebyśmy spróbowali zająć się dzieciakami. Ponoć zakochała się we mnie od razu jej córeczka, która na hasło "ciuchcia" ma teraz jedno skojarzenie - "ciocia". Z kolei jej synek ujął mnie najbardziej wąchaniem herbatnika - wyglądał przy tym uroczo.

Mogliśmy poczuć się jak przyszywani rodzice, bo nasza znajoma nie obawiała się oddać swoich maluchów w nasze ręce - dosłownie sadzając je nam na kolanach lub dając do potrzymania na ręce. Ani mnie, ani Mężowi nie było smutno, bo wszystko zawsze zależy od drugiego człowieka i jego taktu oraz wrażliwości.

Zostaliśmy poczęstowani kawą, słodkościami oraz pysznym obiadem, który prezentował się znakomicie i deserem. Wymieniliśmy się drobnymi upominkami. Czas minął jak z bicza strzelił. Na koniec pożegnaliśmy się na dworcu, gdzie poznaliśmy męża naszej znajomej. Zaledwie przez chwilę, ale nie mogliśmy zostać dłużej.

W Gdańsku poszliśmy nad Motławę, żeby sprawdzić rejsy na Hel, no i tu czekała nas pierwsza porażka - jest już po sezonie, więc możemy sobie popłynąć, ale z Gdyni o 10 rano. Bardzo dziękujemy - musielibyśmy wstać chyba o 5:30, żeby dojechać do centrum, potem wsiąść w SKM i przez całe miasto udać się do portu, żeby zdążyć. Nie to nie - popłyniemy sobie gdzie indziej.

Ledwo doszłam na przystanek, bo na moich stopach pojawiły się kolejne bąble. Wieczorem pożyczyliśmy nawet miskę od naszej pani i trochę mi ulżyło, ale ból i tak nie minął. Sen zmógł nas od razu.

Bardzo smakowity prezent rozdawany na ulicy


Tak wygląda peron
Zejście do śmierdzącego tunelu
Wejście do Faktorii Handlowej
Oto co (między innymi) znajduje się w Chacie Wodza
Przed Chatą Kowala
Chata Bursztyniarza
Kozioł śmierdział strasznie i chyba mu się bardzo nudziło w samotności
Widok na Faktorię Handlową
Pyszny obiad
Bardzo zdrowe upominki od naszej znajomej