Jeszcze przed wyjazdem sprawdziliśmy na mapach Google, że będziemy mieszkać prawie tam, gdzie wrony zawracają. Jest tu cicho, spokojnie, sielsko, swojsko i anielsko. Już teraz wiem, że za rok chcę tu przyjechać ponownie, bo nie mogliśmy chyba lepiej trafić - pod każdym względem.
Mąż codziennie rano jeździ na rowerze pożyczanym od naszej miłej pani do pobliskiego sklepu spożywczego, który wygląda na tyle osobliwie, że nie mogę się powstrzymać, żeby o nim nie napisać i go nie pokazać. Są miejsca, w których czas się zatrzymał i tak jest w tym przypadku.
Generalnie odwiedziliśmy wczoraj i dzisiaj kilka innych bliżej mostu pontonowego i zaopatrzenie wszędzie jest podobne. W każdym sklepie obowiązkowo znajduje się woda utleniona, spirytus salicylowy oraz plastry - dla takich niedorajd jak choćby ja, chociaż chodzę w trampkach, adidasach i czeszkach. Są to sklepy z gatunku mydło i powidło. Prawie PRL, ale z ciekawością zaglądam do wszystkich - nawet tych z ciuchami, czy pamiątkami znad morza.
Życie płynie tutaj swoim rytmem, ludzie zajmują się swoimi sprawami - sporo trudni się rybołówstwem, a chyba jeszcze więcej wynajmuje pokoje turystom. Inni zbierają bursztyny. Wczoraj na własne oczy widziałam ile jeden człowiek wykopał w kilka godzin przy Martwej Wiśle, nad którą położone jest Sobieszewo. Mąż mu chyba pozazdrościł, bo poszedł teraz w tamto miejsce, a za cel postawił sobie powrót chociaż z jednym bursztynkiem zdobytym dla żony.
|
Pobliski sklep od frontu |
|
A tu od tyłu, czyli od wejścia |
|
Wejście do sklepu |
|
Na ustawionych przed sklepem kanapach siedzą miejscowi pijąc procentowe trunki |
|
Tu chyba mieszkają fani Rumcajsa i Calineczki |
|
Obrazek z dzisiaj - sesja fotograficzna na ulicy |