Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 10 września 2012

625. Delektowanie się chwilą


Marzenę poznałam na Blog Forum Gdańsk 2011. Tak jakoś wypadało, że się spotykałyśmy w różnych miejscach - a w to w toalecie, a to przy szatni, a to przy jednym stoliku w klubie. Wtedy zamieniłyśmy ze sobą zaledwie kilka słów. Zapamiętałam jej blog i potem go regularnie zaczęłam czytać.

To ona była tą dobrą duszą, która wysłała mi w kopercie jednodniowe bilety komunikacji miejskiej, dzięki czemu bardzo ułatwiła nam sprawę z dostaniem się z dworca do Sobieszewa po wyjściu z pociągu.

Marzena mieszka w Gdańsku. Wczoraj po południu byliśmy razem z Dyrektorem Wykonawczym gośćmi w jej i męża mieszkaniu, do którego zaprosiła nas jeszcze zanim tu przyjechaliśmy. Tak po prostu, z serca.

Dla mnie bardzo wiele znaczy taki gest. W swoim domu nie przyjmuje się przecież każdego, a tym bardziej ludzi, których widziało się raz w życiu na oczy. Wyluzowałam się maksymalnie. Poczułam się tam błogo i cudnie.

Pyszna kawa z ekspresu, do tego własnoręcznie upieczone przez gospodynię ciasto oraz obiad, który zjedliśmy we czworo były jakże przyjemnymi i smacznymi dodatkami do czasu, jaki spędziliśmy razem.

Urzekła mnie Marzena, urzekł mnie jej mąż, urzekli mnie oboje jako małżeństwo. Mam takie nieodparte wrażenie, że podobnie jak ja i Dyrektor Wykonawczy, tak i oni uzupełniają się jak puzzle. Urzekł mnie również ich kot, który jest drugim najpiękniejszym futrzakiem, jakiego zdarzyło mi się widzieć. I nieważne, że jest gruby jak beczka, bo waży dziesięć kilogramów.

Kilka godzin minęło nie wiadomo kiedy. Wyszliśmy razem, ale na tym nie skończyło się nasze wczorajsze spotkanie. Marzena z mężem podwieźli nas w pobliże ulicy Długiej, a sami pojechali na rodzinne spotkanie. Potem przyjechali po nas i razem udaliśmy się na plażę do Sobieszewa, gdzie prawie zastał nas zachód słońca.

Nie mogliśmy się rozstać. Jeszcze kilka razy dzwoniłyśmy wczoraj wieczorem do siebie i rozmawiałyśmy, rozmawiałyśmy, rozmawiałyśmy.... Oboje z Mężem wiemy, że jeśli uda się nam przyjechać nad morze za rok, już teraz wpisuję w kalendarz spotkanie z tymi fantastycznymi ludźmi.

Nie mogłam się powstrzymać, żeby go nie sfotografować i nie poprosić o kilka kawałków na wynos

Właśnie tak wyglądała plaża kiedy byliśmy na niej we czworo