Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 17 września 2012

634. Tasiemiec bałtycki na słodko


Nad morzem apetyt mi dopisuje. Dzisiaj będzie o słodkościach i miejscach, które są szczególnie warte polecenia. Oczywiście subiektywnie - według mojej i Męża (bo w kwestii łakomstwa jesteśmy stuprocentowo zgodni) opinii.

Na pierwszy ogień idą lody. I tu zdecydowanym zwycięzcą jest "Eskimo", zlokalizowany przy ulicy Wyspiańskiego 22 we Wrzeszczu. Jedna gałka kosztuje 2 złote, ale żeby ją kupić najpierw trzeba pieniądze wymienić na żeton i dopiero z nim iść do lady, gdzie miła pani nałoży nam tyle gałek do wafelka, ile mamy żetonów. W środku stoją symbolicznie dwa stoliki, a cały wystrój przypomina głęboki PRL. Jednakże smak tamtejszych lodów bije na głowę całą resztę i kosztując zimny przysmak na nic innego nie zwraca się już uwagi. Jagoda, śmietanka, truskawka oraz cytryna, których próbowałam są fantastyczne! Za rok obowiązkowo wracamy do tamtej lodziarni.

Żetony wymieniane na gałki


Drugie miejsce przypadło "Misiowi", znajdującemu się przy ulicy Sukienniczej 18 w Gdańsku. Cena gałki identyczna jak w "Eskimo". Podobnie rzecz się ma z wystrojem. Stolików w środku lodziarni nie zauważyłam. Tam po raz pierwszy w życiu jadłam lody malinowe oraz o smaku deseru angielskiego - pycha! I jeszcze cytrynowe, a także truskawkowe. Równie dobre. Bardzo chętnie skusimy się na tamto miejsce w przyszłym roku.





Ani "Eskimo", ani "Miś" nie posiadają swoich stron internetowych, ale pozwolę sobie wkleić linki do dwóch artykułów na temat wyżej wymienionych lodziarni - "Słodki smak dzieciństwa" oraz "Miś i Eskimo, czyli miejsca, w których zatrzymał się czas".

Skusiliśmy się też z Mężem na lody w "Marioli", mieszczącej się przy ulicy Ejsmonda, niedaleko Bulwaru Nadmorskiego w Gdyni Redłowo. Gałka kosztuje tu 3 złote. Sala jest klimatyzowana. Znajduje się w niej kilkanaście stolików. Jest także możliwość konsumpcji na zewnątrz, pod parasolami. Tamtejsze lody ani mnie, ani Męża nie zachwyciły. Mam wrażenie, że są mocno przereklamowane. Poza tym, na ladzie stoi rozpiska ze smakami. Niestety, nie ma na niej wszystkich, które oferowane są w menu. Na lampkach wiszących na ścianie aż roi się od pajęczyn, a na papierowych serwetkach, które imitują obrusiki na stolikach, w małych flakonikach stoją smętne i zwiędnięte róże. Toaleta jest bardzo ciasna i biorąc pod uwagę wygląd lokalu, mocno od niego odstaje.


Widok z naszego stolika na ladę

Widok na lokal i parasole na zewnątrz

Wyglądają pięknie, ale smakują przeciętnie


Jedyny plus za kawę. Próbowaliśmy klasycznej cappuccino, mrożonej oraz Mocca Shake - były smaczne i ładnie podane. W ogóle mam wrażenie, że większy nacisk jest tam kładziony na sposób serwowania deserów, niż na samą ich jakość.




"Mariola" posiada swoją, bardzo profesjonalnie wykonaną, stronę internetową, ale mimo to ani mnie, ani Męża jakoś do siebie nie przekonała. Wolimy jednak prostotę, brak reklamy i znacznie niższe ceny za lepszy smak.

Jeśli chodzi o kawę, zdecydowanie polecamy Cukiernię "Niucka", mieszczącą się przy ulicy Sienkiewicza 26 w Malborku. Cappuccino i latte macchiato, które wybraliśmy, były naprawdę wyborne. Następnym razem wracamy tam koniecznie - nie tylko na kawę, ale także na ciastka, które wyglądały nieziemsko, a nie zdecydowaliśmy się na nie tylko dlatego, że byliśmy przed obiadem.



Na deser zostawiłam sobie Piekarnię-Cukiernię Eugeniusza Lipińskiego, w której kupowaliśmy pieczywo oraz słodkości. Dla mnie numerem jeden jest serniczek na zimno z galaretką i kokosanka. Mąż najbardziej lubi tamtejszą nugatkę. Jedliśmy też drożdżówkę z marmoladą. Oczywiście nie muszę pisać, że za rok nie wyobrażam sobie pobytu w Gdańsku bez zakupów u Lipińskiego.

Drożdżówka z marmoladą na plaży w Stogach

Serniczek na zimno z galaretką

Kokosanka

Przysmak Męża, czyli nugatka

Absolutnym hitem były dla nas genialne bułki z budyniem, w które zaopatrywaliśmy się w sklepach w Sobieszewie. Nie wiem skąd pochodziły, ale miały tak inne i delikatne ciasto, że aż mi teraz ślinka cieknie na myśl o ich smaku.

Zdecydowanie nie polecamy natomiast Cukierni "Sowa" przy ulicy Długiej w Gdańsku. Byliśmy tam w niedzielne popołudnie. Wewnątrz panował ogromny tłok. Do jedynej toalety w całym, bardzo dużym przecież, lokalu (w której było strasznie brudno) stała kilkuosobowa kolejka, a klucz do niej należało pobierać przy ladzie.