Martwię się o Męża. A konkretnie o jego zdrowie. Dzisiaj poszedł do doktora Tomasza i dostał skierowania do dwóch różnych specjalistów. Nie wiem jak to się stało, ale kiedy zadzwonił, żeby umówić się do jednego z nich, okazało się, że pierwszy wolnym termin jest już na jutro. I to w ramach NFZ. Szok! Tak więc jutrzejsza wizyta zaplanowana, a w piątek kolejna. Tym razem prywatnie.
Mąż posmutniał, bo martwi się, że ja się martwię o niego. Poza tym, chyba trudno mu zaakceptować, że zaczynają się problemy ze zdrowiem. Do tej pory to ja miałam patent na "chodzenie po lekarzach". Jego spotkania z doktorem Tomaszem ograniczały się zawsze do przepisania lekarstw na przeziębienie.
Po powrocie ze skierowaniami Mąż przygasł. Myślał, że na tym jednym spotkaniu się skończy, a to nie takie proste, bo nadal nic nie wiadomo. Nic mu się nie chciało. Zaczął nawet wspominać swoje lata szczenięce i głupoty, jakie wtedy popełniał - skakanie na główkę do wody, wchodzenie na dość łamliwą brzozę i takie tam jeszcze. Ech...