Pisałam o niej tutaj. Zaledwie po zapoznaniu się z jej pierwszym (z dziesięciu) rozdziałem. Wczoraj wieczorem czytałam na głos kolejne. Zostały nam jeszcze cztery ostatnie.
Rozmawiamy o nich. Z Mężem. Otwierają się kolejne szufladki, choć zawartość wielu jest nam bardzo dobrze znana. Mimo to wciąż znajdujemy coś nowego. I paradoksalnie uważam, że tamta książka wcale nie jest tylko i wyłącznie o niepłodności. Śmiem zaryzykować, że niepłodność jest tym, co wystaje i co widać. Cała reszta jest ukryta głęboko. I to ona stanowi o problemie. I to do niej należy dotrzeć.
Tąpnęło mną po raz kolejny. Znowu coś zobaczyłam. Olśniło mnie i choć nie jest to wcale przyjemne światło, pozwalam mu świecić. Bo tak musi być.
Człowiek nieraz nie zdaje sobie sprawy albo celowo (lub podświadomie) unika pewnej wiedzy. Bo ona może zburzyć iluzję, w jakiej żyje, a przecież życie złudzeniami jest takie fascynujące i bezpieczne. Dobrze znane i pod kontrolą. Tylko czemu coś zgrzyta?