Rano padał deszcz. Mąż poszedł do sklepu po pieczywo i jogurty. Wrócił, wzięłam od niego parasol i rozłożyłam, żeby wysechł. Potem chciałam go złożyć i schować, ale nie dałam rady. Wołam więc Dyrektora Wykonawczego, który właśnie wyjmował pranie z pralki w kuchni.
Ja - Możesz tu przyjść na chwilę?
DW - Co się stało?
Ja - Jak się składa ten parasol?
DW - Trzeba tu nacisnąć.
Ja - Naciskałam i nie działa.
DW - Jak Ty go rozłożyłaś?
Ja - Jak to jak? Normalnie. Nacisnęłam i rozłożyłam, ale teraz złożyć nie mogę.
DW - Ojejku, jejku.
Ja - No co? Twój parasol, to go składaj.
DW - Wiesz co, żona? Ty to masz dziwne teorie. Jak coś jest Twoje, to jest tylko Twoje. Jak coś jest moje, to jest nasze. Ale jak to Twoje się popsuje, to już jest nasze, bo trzeba je naprawić.
Ja - No. Ale to jest logiczne. I powiem więcej - to jest wtedy Twój problem, bo ja blondynka jestem.