Pani doktor obejrzała wyniki i zdjęcie, osłuchała moje płuca i oskrzela, zmierzyła ciśnienie (po dużej kawie miałam 105/80), pougniatała mi brzuch, a także zrobiła spirometrię, która wyszła lepiej niż ta sprzed kilku dni. Czyli większa dawka inhalatora działa! A mnie się w miarę normalnie oddycha, czyli nie czuję żadnego ucisku w klatce piersiowej. Co prawda szału nie ma i pewnie już nigdy nie będzie, ale czego się spodziewać jak płuca pracują jedynie na 70-80 % swoich możliwości? Jest też niedokrwistość, ale zdążyłam się już do niej przyzwyczaić - od ponad dwóch lat ją mam i żyję.
Dostałam kolejne recepty i poszłam sobie, nie płacąc za wizytę ani grosza. Cześć i chwała sumiennej lekarce, która potraktowała mnie ulgowo, chociaż wcale nie musiała. Jej dobra wola. Cieszy mnie bardzo, że są jeszcze ludzie, którzy rozumieją, że dla niektórych 80 złotych to jest kwota, za jaką dwie osoby muszą przeżyć przez cały tydzień.
Jeśli więc ktoś miał już nadzieję, że się będę żegnać, bo pójdę do szpitala albo tam, skąd nie ma już powrotu, to go muszę rozczarować. Popiszę sobie jeszcze, a co! Powsadzam kij w mrowisko i będę zadziorna.
A jak już jestem w temacie przychodni i wizyt lekarskich. Oto jaką perełkę znalazłam tam, gdzie byłam na prześwietleniu.
Załóżmy, że mam wyznaczoną wizytę na godzinę osiemnastą. O której będę przyjęta? Ktoś wie?