Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 14 października 2012

686. Co lubi kot?


R. ma tylko jedną (oczywiście jak dla mnie) wadę - pali papierosy. Zawsze jej powtarzam, że jak rzuci, będzie idealna, a ja nie omieszkam tego odnotować na blogu. Na całe szczęście ma duże mieszkanie, a swojemu nałogowi oddaje się w kuchni - przy otwartym oknie i włączonym wyciągu. Znam ją ponad 16 lat. Z przerwami. Spotykamy się kilka razy w roku - zwykle u niej w domu. Odkąd w moim życiu jest Mąż, jeździmy do R. razem. Tak jak wczoraj.

Zadzwoniliśmy do drzwi (właściwie to moja działka, bo Dyrektor Wykonawczy trzymał przed sobą oburącz wielką torbę wypakowaną wiktuałami), te po chwili się otworzyły, a ja zamiast na R. zwróciłam uwagę na biało-rudego kota, którego widziałam po raz pierwszy w życiu na oczy. Kiedy rozmawiałam z nią jeszcze w piątek wieczorem nawet słowem się nie zdradziła, że przybył jej nowy domownik. Zrobiła mi niespodziankę, że hej. Przygarnęła biedaka przyniesionego do domu przez swojego syna, który wręcz błagał ją o to, by futrzak mógł u nich zostać. Zgodziła się - z oporami - a teraz sama mówi, że nie wyobraża sobie, żeby małego mogło nie być.

Wstyd się przyznać, ale nie o takich rzeczach pisałam, ale na samym początku tak bardzo skoncentrowałam się na czworonogu, że zaniedbałam R. Ona jednakże jest mądrą kobietą, która zna moje reakcje na koty, więc się nie obraziła. Stworzenie z gatunku żywych i ruchliwych, skore do zabawy, drapania i gryzienia. Jak również włażenia tam, gdzie nie trzeba.

Już dawno się tak nie objadłam jak wczoraj. Stół się uginał od jedzenia. Zazwyczaj wcześniej ustalamy sobie co kto przynosi. Nie inaczej było i teraz. Wszystko wyglądało tak pysznie, że nie mogłam przecież nie spróbować. Gdybyśmy tylko przed pójściem do R. nie zjedli obiadu, byłoby nieźle.

To jeszcze nie wszystko - potem była kawa, herbata, sok, polędwica na ciepło z warzywami oraz sernik
Kot - jak to kot - najbardziej polubił serniczek
Na śniadanie wypiłam kawę i zjadłam kilka wafli ryżowych. Mąż wysmarowany maścią siedzi w kuchni i gotuje zupę z soczewicy. Strasznie jestem ciekawa jaka wyjdzie, bo to debiut. Sam znalazł przepis w sieci i teraz pichci sobie w spokoju i bez mojej kontroli. Jak coś, to się podzielę - przepisem, nie zupą.