Mąż umył i pokroił pieczarki. W ćwiartki (większe) i w połówki (mniejsze). Smażyłam (!) na raty - najpierw dla niego, potem dla mnie. Na dwóch małych patelniach.
Był równiutki, a podczas przewracania go na drugą stronę, kształt zachował. Dlatego się pochwalę. Bo mi wyszedł. Wcale nie bokiem. Ale pyszny był.
Z dedykacją dla tych, którzy we mnie wierzą, bo wiedzą jak trudne to jest dla mnie |