Od zawsze miałam dylemat - kotem czy ptakiem chciałabym być. W sumie i jeden, i drugi, po części odzwierciedlają mój charakter.
Kot kojarzy mi się z indywidualizmem, chodzeniem własnymi ścieżkami, kapryszeniem, fochami, grymaszeniem, ale też przymilaniem, mruczeniem, ocieraniem. Nie mówiąc o słynnych kocich ruchach oraz gibkości. No dobrze - tych ostatnich mi brak. Na razie, bo jak sobie poćwiczę, to się zmieni.
Ptak kojarzy mi się z wolnością, rozpostartymi skrzydłami, lataniem i mobilnością, ale również z płochliwością, lękiem oraz ucieczką. I takim ulotnym pięknem, którego nie sposób dotknąć.
Kotów wypatruję na chodnikach, pod samochodami, przy śmietnikach, czy w trawie. Próbuję do nich miauczeć i je pogłaskać. Na ptaki patrzę z daleka, w bezruchu, by ich nie spłoszyć. Tak jak dzisiaj - zza szyby obserwowałam trzy sikorki, które bawiły się, jedząc wysypaną przeze mnie na parapecie okiennym bułkę tartą.