Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 30 października 2012

717. Kubki smakowe

Coś się dzieje. Wydaje się, że w wielu obszarach mojego życia. Zmiany. Ponoć niezbędne do rozwoju. Od jakiegoś czasu zauważam, że moje kubki smakowe domagają się czegoś innego. Nie chcą tego, czym raczyłam je do tej pory. Reagują zdziwieniem i odrzuceniem na to, co znane.

Kiedyś mogłam na raz pożreć (bo jedzeniem trudno to nazwać) tabliczkę mlecznej czekolady albo całe piętro ptasiego mleczka. W ubiegłą sobotę, w hipermarkecie, gdzie zwykle robimy z Mężem cotygodniowe zakupy spożywcze, była degustacja tej pierwszej. Poczęstowałam się zaledwie jedną małą cząstką, kulturalnie. Aż mnie zemdliło. Od kilkunastu tygodni kupujemy jedynie tabliczki z zawartością minimum 70 % kakao. Moją ulubioną jest taka jedna, szwajcarska z 99 %, ale ze względu na cenę, wybieramy jej rodzimy odpowiednik - zaledwie o 9 % mniej.

Pamiętacie jak Dyrektor Wykonawczy gotował zupę z dyni, a ja ją przyprawiałam? Tymianek był dla nas do tej pory czymś nowym i nieznanym. Podobnie jak gałka muszkatołowa. Wsypałam sporo i jednego, i drugiego. Plus dużo pieprzu. I wyszło pysznie, choć ostro. Inaczej, wyraziściej.

Sól rozpoznaję bezbłędnie. Szczególnie jej nadmiar, o co wcale nie jest tak trudno, gdyż dodają ją chyba prawie do wszystkiego. Nie lubię jej i staram się nie używać dodatkowo. Wolę zioła, choć Męża trudno mi jeszcze do nich przekonać. Szczególnie jeśli ma wybór między nimi a solą właśnie.

W odkrywaniu nowych smaków odnajduję olbrzymią przyjemność i wyzwanie. Nie wiem jak Wy, ale jak próbuję czegoś, czego jeszcze nigdy nie jadłam, podświadomie szukam w pamięci smaku, do którego mogłabym porównać ten, który akurat mam na języku. I nie spocznę dopóki go z czymś nie skojarzę. Szczególnie jeśli chodzi o jakiś niezwykle rzadki. Identycznie mam z konsystencją, a nieraz także i z wyglądem.

Podobnie jak przy zapachach, tak samo przy smakach, brakuje mi takich specjalnych fiolek, w jakich mogłabym je sobie zamknąć na czas tęsknoty za nimi. Albo stworzyć mapę, w którą mogłabym wpinać te ulubione dla moich kubków.