Operator telefonii komórkowej proponuje mi dodatkowe 120 minut na rozmowy. Nie, dziękuję. Dostawca usług internetowych namawia mnie na zwiększenie prędkości łącza internetowego. Nie, dziękuję. Dodatkowo, oferuje mi atrakcyjny pakiet telewizji kablowej. Nie, dziękuję.
Odmawiam. Grzecznie, kulturalne, lecz stanowczo. W zupełności wystarcza mi 240 minut, które mam w abonamencie. Niejednokrotnie i tak ich nie wykorzystuję. Jestem zadowolona z takiej szybkości Internetu, jaki posiadam. Nie mam i nie chcę mieć telewizora, więc do niczego nie są mi potrzebne jakiekolwiek programy.
Za każdym razem, po drugiej stronie spotykam się ze zdziwieniem i wymowną ciszą, która zapewne jest reakcją na moje słowa. "Jak to pani nie chce?" Ano tak to. To jest moje życie i mój wybór. Nie muszę brać wszystkiego, co ktoś mi oferuje. Nie zawsze bowiem trzeba przyjmować to, co inni dają.
Nie mam potrzeby gromadzenia czegoś, czego nie używam i z czego nie korzystam - tylko dlatego, że dostaję to "za darmo". Cudzysłów jest jak najbardziej na miejscu. Ileś lat jestem wiernym abonentem, płacąc miesiąc w miesiąc haracz za usługi dostawców. Te niby "gratisy" wcale nimi nie są. Nie daję się nabrać. Za stara jestem na takie numery.
Zamiast godzinami wisieć na telefonie, wolę umówić się z kimś na spotkanie - takie prawdziwe, w cztery oczy. Za darmo. Jeśli fizycznie nie jest to możliwe, wybieram rozmowę na Skype. Za darmo. Gadżety i nowinki techniczne są tylko i wyłącznie rzeczami. To one mają być dla mnie, nie ja dla nich. To one mają mnie służyć, nie ja im.