Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 20 listopada 2012

764. Jubileusz

Poznajemy różnych ludzi, w rozmaitych okolicznościach swojego życia i na każdym jego etapie. Towarzyszą nam nieustannie i wszędzie. Czy tego chcemy, czy nie. Czasem nie mamy na to wpływu, ani możliwości wyboru.

Każdy może coś wnieść do naszego życia, ale może też wiele nam zabrać. O ile na to pozwolimy. Ta prawidłowość działa w obie strony. My też mamy szansę dać komuś coś z siebie, ale również możemy go czegoś pozbawić. O ile da nam przyzwolenie.

Relacja, żeby trwała, wymaga chęci i zaangażowania dwóch stron. Jak dla mnie, potrzebne są jeszcze emocje i wzajemne porozumienie. I coś, co jest najistotniejsze - intensywność oraz głębia. Bez nich trudno by mi było funkcjonować.

Mnie i Agacie stuknął już rok, o czym obie zapomniałyśmy w ferworze tego, co jest obecnie. Trafiła na mój onetowy blog - pewnie z polecenia na stronie głównej. Nigdy, nigdzie i niczego nie skomentowała. Nie zostawiła po sobie najmniejszego śladu na blogu. 

Pierwszy mail do mnie napisała 1 listopada 2011, prawie w nocy. Wymieniłyśmy ich sporo. Aż do 21 grudnia, kiedy zaczęłyśmy korzystać z gadu, nie rezygnując wcale z maili. 30 marca tego roku zainaugurowałyśmy rozmowy na Skype. 11 sierpnia mogłam ją uściskać osobiście i jak najbardziej realnie. Ją i jej męża, a oni oboje - Dyrektora Wykonawczego. 

Rozmawiałyśmy chyba o wszystkim. Na każdy temat. Bez tabu. Na poważnie i dla jaj. Smutno i wesoło. Zawsze szczerze i otwarcie. Intensywnie i głęboko. Długo i wyczerpująco. Wiemy o sobie bardzo wiele. Jesteśmy bowiem prawie w codziennym kontakcie na Skype. Nasi mężowie już nawet się nie dziwią, kiedy dzwonią do nas i pytają co robimy, a my - śmiejąc się - odpowiadamy: "zgadnij". 

Znamy swoje wady. Ja jej przerywam i nie daję dokończyć, bo wcinam się w zdanie. Ona, zanim przejdzie do sedna, namiesza mi w głównym wątku masą najdrobniejszych szczegółów, w których się pogubię, zanim nakieruję ją na tor, z którego zboczyła. Akceptujemy jednak to w sobie i staramy się zmieniać - żeby nam obu było jeszcze lepiej. Bo przecież o to właśnie chodzi.