Zestaw słuchawkowy. Mały, ale jakże genialny wynalazek. Szczególnie dla kierowców, czy osób, których praca wymusza jego używanie - jak choćby kurierów, ale nie tylko. W wyżej wymienionych przypadkach korzystanie z niego jest jak najbardziej wskazane i pożądane. A w innych?
Coraz częściej obserwuję ludzi (różnej płci i w różnym wieku), którzy swoje komórki trzymają w garści, albo tych snujących się po galeriach, czy ulicach z zestawem słuchawkowym w uchu. Pierwsza ma ten, jakże wkurzający mnie zwyczaj, wyciągania komórki i kładzenia jej na stoliku, przy którym siedzimy. Jakoś trudno jest mi skupić się na rozmowie, kiedy ona wciąż nerwowo spogląda na wyświetlacz swojego telefonu. Druga nie rozstaje się ze słuchawką w uchu. Nawet u siebie w domu. Albo w kawiarni, gdzie się spotykamy. I nie widzi w tym nic dziwnego. W przeciwieństwie do mnie.
Ale ja jestem inna, to fakt. Szanuję drugiego człowieka i jego czas. Telefon trzymam w torebce albo w kieszeni. Najczęściej wybierając opcję "milczy". Jeśli już ktoś do mnie w tym czasie dzwoni, przepraszam rozmówcę i odbieram, ale załatwiam sprawę krótko, obiecując, że oddzwonię po spotkaniu. Bo wydaje mi się, że tak wypada i tak jest kulturalnie wobec obu osób.
Nie wiem gdzie zaczyna się lans, nowa moda, czy najzwyklejszy brak wychowania i szacunku, a gdzie kończy potrzeba bycia w ciągłym kontakcie ze światem (swoją drogą, to też jest uzależnienie).
Jak dla mnie kurczowe trzymanie komórki w dłoni albo notoryczne chodzenie z zestawem słuchawkowym (bo a nuż ktoś zadzwoni) kojarzy mi się z jednym - z publicznym paradowaniem w założonej prezerwatywie (bo a nuż trafi się seks).