Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 14 stycznia 2013

893. Dopisek

Tak mi się jeszcze skojarzyło z ostatnim postem - i jak najbardziej w kwestii uświadamiania w temacie seksu, więc napiszę. Fakt, z życia wzięty. Na szczęście nie mojego, choć byłam słuchaczem i ciocią "dobra rada".

Kilkanaście lat temu jedna z moich koleżanek spotykała się z pewnym mężczyzną. Byli razem od kilku lat, ale w ich przypadku nie sprawdziło się połączenie pracy i związku damsko-męskiego. Znajomość przeszła do historii. Niedługo po rozstaniu poznała innego pana i tu się zaczyna właściwa opowieść.

Gośka zawsze była bardzo atrakcyjną i zgrabną kobietą. Poczucie humoru, świetne wykształcenie, kierownicze stanowisko w pracy, rozległe kontakty towarzyskie, bardzo dobrze sytuowani rodzice, więc nie ma się co dziwić, że faceci lgnęli do niej hurtowo. Miała swoje zasady i była im wierna.

Kiedy na horyzoncie pojawił się Mateusz, była w okolicach trzydziestki. Oboje oszaleli na swoim punkcie. Całą tę historię poznałam od podszewki, ale nie będę o tym pisać. Przejdę od razu do sedna. Gośka zaszła w ciążę, której ani nie chciała, ani nie planowała. Kiedy spytałam ją o to czy się zabezpieczali, zrobiła ogromne oczy i odpowiedziała pytaniem: "a po co, przecież z Tomkiem tyle lat byłam i nigdy nic takiego mi się nie zdarzyło".

Potem było tylko gorzej. Dowiedziałam się bowiem, że ona prawdopodobnie jest bezpłodna, bo skoro nie zaszła w ciążę z poprzednim partnerem, doszła do takiego, a nie innego wniosku. Drążyłam temat dziecka, które nosiła pod sercem. Spytałam co ma zamiar zrobić? "Jak to co - usunąć!" Tłumaczyłam, prosiłam, ale ona była nieugięta - "nie mogę teraz urodzić, mam karierę przed sobą, a poza tym nie wiem czy chcę być z Mateuszem".

Znalazła lekarza, który za grube pieniądze dokonał aborcji. Zadzwoniła do mnie następnego dnia z ulgą w głosie: "nareszcie pozbyłam się problemu" i jak gdyby nigdy nic wróciła do swojego faceta, oczywiście żyjącego w błogiej nieświadomości co do odmiennego stanu, w jakim się znajdowała.

Rozmawiałam z nią później, namawiając do antykoncepcji, żeby historia się nie powtórzyła. Nie mogłam uwierzyć, że Gośka, mając trzydziestkę na karku, nie miała zielonego pojęcia o fazach cyklu, dniach płodnych i owulacji. "Coś tam słyszałam, ale nie wiem kiedy dokładnie to jest" - ten tekst ściął mnie z nóg.

Niedługo potem zaszła w kolejną ciążę, którą oczywiście usunęła. I podobnie - jak w przypadku tamtej pierwszej - odetchnęła po całym zdarzeniu. O obu zabiegach wiedziałam ja, jej przyjaciółka, która robiła za kierowcę oraz alibi przed rodzicami i jej facetem, no i lekarz, który aborcji dokonał.

Nasze drogi rozeszły się niebawem - kiedy wyprowadziła się z domu rodzinnego do swojego narzeczonego, a potem męża, któremu w końcu urodziła córkę. Żeby było ciekawiej, teść Gośki był wziętym i szanowanym lekarzem ginekologiem.