Mąż w końcu wystawił na sprzedaż mój panieński, stary komputer stacjonarny, monitor, bezprzewodową klawiaturę i myszkę, głośniki oraz torbę na laptopa. Obfotografował wszystkie przedmioty i dał ogłoszenie. Ceny do negocjacji. Wczoraj odezwał się jakiś chętny. Proponował wymianę na telewizor. I nie mógł zrozumieć, że go nie potrzebujemy.
Przedstawiciel operatora naszej sieci komórkowej zadzwonił do Dyrektora Wykonawczego z ofertą tysiąca darmowych minut. Mąż dość długo musiał stosować metodę zdartej płyty, powtarzając, że naprawdę nie jest zainteresowany. Do tamtego kogoś znowu nie docierało, że można nie chcieć czegoś za darmo.
Powyższe sytuacje nie dotyczyły mnie, przynajmniej nie bezpośrednio, ale nie po raz pierwszy (i zapewne nie ostatni) oboje z Głosem Rozsądku spotykamy się z dziwnym zachowaniem na naszą reakcję, że coś nam nie jest potrzebne i czegoś nie chcemy. Nawet w gratisie.