Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 20 stycznia 2013

909. Opakowanie

Ponoć od niego o wiele ważniejsza jest zawartość. Zgadzam się co do joty. Co więc zrobić w przypadku, gdy opakowanie przeszkadza w wydobyciu wnętrza na światło dzienne?

Weźmy taki balsam do ciała. Zwykle kupujemy go w słoiku, plastikowym pudełku, tubie, klasycznym "butelkowym" pojemniku albo takim z pompką. O ile w przypadku dwóch pierwszych nie ma większego problemu ze zużyciem kosmetyku do przysłowiowej "ostatniej kropli", o tyle w trzech następnych nie ma już tak łatwo. Na ściankach ZAWSZE coś zostanie.

Dla mnie najgorszym wariantem jest pompka. Skusiłam się kilkakrotnie i więcej tego nie zrobię. Czemu? Już piszę. Balsam o pojemności 250 ml, firma nieważna, bo jak się przekonałam na własnej skórze (dosłownie, wszak balsam do ciała) chodzi o opakowanie, a nie o producenta. Pompowanie zawiodło jeszcze wtedy, kiedy było widać (pod światło), że kosmetyk wciąż jest w środku. Mogłam resztę wyrzucić, ale niby dlaczego?

Mąż wpadł na pomysł przecięcia plastiku. 75 ml - tyle dokładnie zostało "na dnie". Wiem, bo akurat miałam puste pudełko po kremie dokładnie o tej samej pojemności, do którego przełożyłam balsam. Gdybym pozbyła się opakowania, pozbawiłabym się również prawie jednej trzeciej jego objętości. Ale czy ktoś normalny tak robi? Mam na myśli przecinanie nożyczkami. Oczywiście, że nie. Tylko tacy eksperymentatorzy jak ja.

Może i wietrzę teorie spiskowe tam, gdzie ich nie ma. Może jestem podejrzliwa i przewrażliwiona. Nie po to jednak płacę za towar, którego sporą część mam z założenia spisać na straty. Pompka jest wygodna do pewnego momentu. Potem pozostaje cięcie albo kosz. No i trzeba kupić następne opakowanie. Może tu jest pies pogrzebany i w tym właśnie sęk? Producent zarobi więcej i szybciej, bo klient częściej kupi jego wyrób.

Mąż pokazał mi pewien pomysł, którym chcę się podzielić. Gdyby zastosowano go również w przemyśle kosmetycznym, problem z resztkami pozostający na ściankach, nie miałby w ogóle miejsca. Wystarczy specjalna powłoka zapobiegająca przywieraniu czegoś, co ma gęstą konsystencję i po kłopocie.

Do poczytania i obejrzenia - <KLIK>.