Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 21 stycznia 2013

910. Dziadkowie

Dziadka ze strony ojca nie poznałam nigdy. Kilka miesięcy temu, z listu od stryja, dowiedziałam się, że zginął w komorze gazowej obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, w czerwcu 1941 roku. Nawet nie wiem jak wyglądał, bo nie posiadam żadnej jego fotografii. Wiem o nim tylko tyle, ile napisał mi stryj. Czyli prawie nic.

Babcia ze strony ojca, za namową stryja, wyprowadziła się z mieszkania rodziców kiedy miałam dziewięć lat. Tego też dowiedziałam się z tamtego listu, bo byłam zbyt mała, by zapamiętać dokładną datę. Zmarła dziesięć lat później. Ja miałam wtedy dziewiętnaście.

Pamiętam, że piekła pyszne ciasto drożdżowe i szarlotkę na każdy weekend. Ich zapach roznosił się po całym mieszkaniu. Lubiła pić zbożową kawę Inkę i herbatę z mlekiem. Nazywała ją bawarką. Robiła pyszne kopytka i lane kluski. Dużo szydełkowała. Firanki, które długo wisiały w pokojach rodziców, były dziełem jej rąk. Jak byłam mała, sadzała mnie na parapecie okiennym i obie przyglądałyśmy się światu z innej perspektywy. W drodze do przedszkola, wstępowałyśmy do piekarni, gdzie kupowała mi bajgla. Byłam jej jedyną wnuczką.

Dziadek ze strony matki był przy mnie najdłużej ze wszystkich. Przeżył swoją żonę o osiem lat (babcia zmarła na kilka tygodni przed moją maturą). Miałam dwadzieścia sześć lat kiedy odbył się jego pogrzeb.

Do nich uciekałam z domu kiedy ojciec przyprowadzał do domu pijanych kolegów, a matka leżała w szpitalu. Od babci dowiedziałam się jak wyglądała znajomość moich rodziców od czasu kiedy się poznali. Byłam ukochaną wnuczką dopóki nie urodziła się moja siostra cioteczna. Wtedy, mając zaledwie dziesięć lat, zeszłam na dalszy plan.

Babcia była świetną kucharką. Piekła, gotowała, smażyła. Potrafiła wszystko załatwić, bo dosłownie wszędzie miała tak zwane znajomości. Słowniki dla mnie, zeszyty do szkoły, materiał na sukienkę na studniówkę. I wiele innych. Takie wtedy były czasy - spod lady i po znajomości właśnie. Drzwi do tamtego mieszkania były ciągle otwarte. Ono żyło i tętniło ludźmi. Sąsiedzi wpadali niezapowiedzianie na kawę, którą babcia uwielbiała. W ruch szedł młynek, a potem czuć było ten specyficzny aromat, który się unosił w powietrzu. Przyjeżdżała też dalsza rodzina dziadków. Było wesoło.

Dziadek był bardzo wysoki i chudy jak patyk. Jadł strasznie dużo, ale chorował na cukrzycę. Miał takie swoje ulubione miejsce w kuchni, pod oknem. Tam zazwyczaj przesiadywał. Chodziłam z nim do parku karmić kaczki. Wcześniej, mozolnie, dokładnie i cierpliwie kroił nożem chleb na małe kawałeczki. Zawsze wszystko kupował na zapas, o co babcia miała do niego nieustające pretensje. Kłócili się i godzili, obrażali i  nie odzywali do siebie. Moja matka i jej siostra musiały czasem robić za rozjemców.

Bardzo żałuję, że wkraczając w dorosłość, nie miałam już możliwości obcowania z moimi dziadkami. Relacja dziecko-babcia, czy dziecko-dziadek jest czymś zupełnie innym, czego nie da się absolutnie porównać. Gdybym mogła cofnąć czas, spytałabym ich o wszystko, czego nie wiem i już się nie dowiem, bo nie mam od kogo.

P.S. Trzy teksty do poczytania i zastanowienia:
Dziadkowie dobrzy na wszystko
Trzy atuty starości
Superbabcia?