Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 23 stycznia 2013

916. Oskrzela, skrzela, ela...

Znam ten rodzaj kaszlu aż za dobrze. Po odgłosie poznaję gdzie się usadowił i czym się może skończyć. Ostatnia taka bardzo poważna historia miała miejsce pięć lat temu, podczas mojego pobytu w Anglii i leczeniu przez ichnich pseudospecjalistów, którzy próbowali wmówić mi, że udaję i kazali zażywać Paracetamol. A ja ledwo chodziłam. Snułam się na nogach, z gorączką ponad trzydzieści osiem stopni, rozpalonym czołem, nieprzytomnym spojrzeniem i całkowitym osłabieniem. Na moje szczęście musiałam wtedy przylecieć do Polski odebrać paszport. O mały włos, a obsługa nie wpuściłaby mnie do samolotu, bo wyglądałam jak naćpana narkomanka. Byłam półprzytomna.

Pierwsze co zrobiłam po przylocie, to poszłam do lekarza. W poczekalni kasłałam tak, że ludzie patrzyli na mnie jak na gruźlika. To było dudnienie i hurgotanie w jednym. Jak z głębokiej studni. W gabinecie spędziłam dobre pół godziny, a pani doktor tylko wzdychała jak opowiadałam jej o brytyjskiej służbie zdrowia. Osłuchała mnie i okazało się, że miałam zapalenie oskrzeli, które schodziło już na płuca. Z mety chciała dać mi skierowanie do szpitala, ale za dwa dni musiałam przecież wracać do Anglii, więc dostałam ekstra mocny antybiotyk - zaledwie trzy tabletki, który mi pomógł i wyzdrowiałam.

Od tamtej pory, po różnych przejściach z brytyjskimi lekarzami (a miałam z kilkoma do czynienia), którzy nawet do pięt nie dorastają naszym specjalistom, zawsze się denerwuję jak słyszę ludzi narzekających na jakość świadczonych w Polsce usług medycznych. "Niech pani/pan pojedzie do Anglii i tam się leczy" - proponuję. Kompleksowa i masowa komputeryzacja systemu zdrowotnego, która tam jest, to nie wszystko. Najważniejszy jest człowiek w białym fartuchu, jego wiedza, kwalifikacje oraz umiejętności. Paracetamolem nie leczy się postępującego zapalenia oskrzeli, które schodzi na płuca. Podobnie jak zwichniętej nogi, której nawet się nie prześwietla - przypadek naszego sąsiada.

Podobny kaszel dopadł mnie potem raz jeszcze, już w Polsce. Trafiłam wtedy do mojej obecnej pulmonolog. Nie było łatwo, bo okazało się, że to mykoplazma - <KLIK>, co wykazały dopiero specjalistyczne badania krwi. Dostałam antybiotyk i dopiero po jakimś czasie mogłam swobodnie oddychać.

Rano poszłam z Mężem do doktora Tomasza. Do kontroli z naszymi kręgosłupami i moim kasłaniem. Dostaliśmy znowu (solidarnie) po zastrzyku w cztery litery i pełno recept na leki. Dyrektor Wykonawczy na dwa, ja na pięć. Intuicja mnie nie myliła. Znam ten rodzaj kaszlu. Rozpoznaję go bezbłędnie. "Oddychać głęboko" - prosi medyk, przykładając stetoskop. "Jest pani na najlepszej drodze do zapalenia oskrzeli" - słyszę od swojego ulubionego lekarza. Dawka uderzeniowa ekstra mocnego antybiotyku plus inne piguły i mam nadzieję wrócić do pełni sił.

Najzabawniejsze w całej tej historii jest to, że nie mam ani gorączki, ani kataru, ani kompletnie nic mnie nie boli. Wyglądam jak okaz zdrowia. Tylko ten paskudny kaszel wydobywający się z czeluści mego ciała. Mogę przebywać na dworze i mam spokój. Ledwo wejdę do jakiegoś pomieszczenia i zaczynam koncert. Znowu siedzę w ciupie - aż do piątkowego poranka, kiedy to muszę pokazać się endokrynologowi.