Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 25 stycznia 2013

920. Ranne ptaszki

Musiałam wstać wcześnie, więc i Mąż nie pospał. Sofa po rozłożeniu zajmuje całą szerokość naszego i tak wąskiego pokoju, więc jak jedno wstaje, drugie też musi, bo to pierwsze nie ma się jak ruszyć.

Wsadziłam pranie do pralki, wlałam płyn i wsypałam proszek. Telefonicznie miałam powiedzieć Dyrektorowi Wykonawczemu kiedy ma wcisnąć przycisk "start". Umyłam się, ubrałam, zjadłam śniadanie i poszłam na przystanek.

Dochodzę do świateł, zielone. Ledwo stanęłam przy rozkładzie jazdy, podjeżdża autobus. Przechodzę przez pasy, nie muszę czekać, bo nic nie jedzie. Weszłam do przychodni, a przede mną w kolejce JEDNA kobieta. Szok!

Tego, co za każdym razem mówi endokrynolog komentować nie będę, bo "głupota" to mało powiedziane. Poważnie rozważam opcję zmiany lekarza, bo jak mi ktoś wmawia, że nawet jak będę mieć TSH w wysokości siedmiu, ośmiu lub dziesięciu (norma jest do czterech z ogonkiem), nie mam się czym martwić. A - i że Hashimoto nie jest żadnym problemem. Poważnie? No to zapraszam do lektury - <KLIK>. Żeby specjalista był tak niedouczony i głupszy od pacjenta, naprawdę trzeba się postarać. Mąż tylko kiwał z politowaniem głową jak mu zacytowałam tamte brednie endokrynologa. I pomyśleć, że facet jest kierownikiem największej przychodni w mieście. Masakra!

Zadzwoniłam do Dyrektora Wykonawczego w drodze powrotnej na przystanek. "Wstaw pranie" - powiedziałam. Usłyszałam pytanie: "ile osób jest przed tobą?" Dobre sobie. Tak szybko jeszcze nigdy sprawy nie załatwiłam odkąd leczę się u tamtego pana. Znowu puste przejścia dla pieszych i autobus, który podjechał po zaledwie minucie.

Zimno rano było. T-shirt, bluza z długim rękawem, sweter, trzykrotnie owinięty wokół szyi szalik, czapka z pomponem, rękawiczki i kozaki. No i kurtka oczywiście. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu i napić kawy. Weszłam do pierwszego lepszego sklepu, który napotkałam po chleb razowy. Zrobiłam potem sobie i Mężowi po kanapce z żółtym serem. Pycha! Zmiany dotychczasowych przyzwyczajeń wychodzą mi na dobre.

Dyrektor Wykonawczy zdążył w trakcie mojej nieobecności pościerać kurze i poodkurzać nasz pokój, korytarz, łazienkę oraz kuchnię. A był dopiero kwadrans po dziewiątej.