Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 29 stycznia 2013

928. Lofry

Dobrze jest poszerzać swoje horyzonty i otwierać się na coś nowego, co dla kogoś innego jest znane od urodzenia i jasne jak słońce oraz stanowi oczywistą oczywistość. 

Niejednokrotnie podczas rozmów z Agatą i Strażakiem słyszałam dość dziwne dla mnie słowa, które dla nich są normą. Z kolei oni dziwili się, że nie wiem co owe słowa znaczą. Jak się mieszka w różnych rejonach kraju, tak właśnie jest. Nie ma się co dziwić. Uczyć się trzeba, ot co.

Zrobiłam sobie słowniczek. Znaczy Agata z  małżonkiem czynnie mi pomagali, bo bez ich udziału tego postu w ogóle by nie było. A tak abstrahując od tematu na chwilę - miło mi jest jak oboje kłócili się o to ile kto ma ze mną rozmawiać. Nie bardzo mogli dojść do porozumienia, więc tym razem skończyło się na trójkącie. Kiedyś mieliśmy nawet czworokąt, bo i Dyrektor Wykonawczy się załapał.

Wracając do totalnie niezrozumiałych dla mnie słów. Dowiedziałam się co to znaczy chwarszczeć i co to jest tytka oraz że w piątek na obiad były pyry z gzikiem, a na deser szneka z glancem. Agata i Strażak chodzą czasem na szagę. Na peron wjeżdża bana, a agrest zrywa się do wymborka. Można siedzieć na ryczce w antrejce, a jeździć bimbą albo dryndą, ale to drugie jest już bardziej kosztowne. Przy drodze często stoją szkieły. Jak babcia jest na fleku, to super. Uderzyć można się w klukę. Zupę robi się z korbola, a na śniadanie je się skibki albo sznytki. Idzie się na ćmika, ale ja tego nie popieram w żadnym wypadku. Szuszwol i nygus to raczej pejoratywne określenia na człowieka. W sklepie można coś lajsnąć, a w weekend podylać. Taśtanie siatek do przyjemności też nie należy.

Uff... Muszę się podszkolić, bo jak kiedyś nadejdzie ten wiekopomny dzień i oboje z Mężem pojedziemy wreszcie w odwiedziny do Agaty i Strażaka, będzie się nam ciężko porozumieć. Tłumacz z ichniego na nasze będzie potrzebny jak nic.

P.S. Tytuł postu jak najbardziej wpisuje się w powyższy słowniczek. A dla zainteresowanych mam ten link - <KLIK>.