Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 30 stycznia 2013

929. Na szpilkach

Mąż musiał wcześniej iść do pracy. Tak bardzo innym zależało na jego obecności, że kolega przyjechał po niego samochodem pod blok. Przed dwunastą Dyrektor Wykonawczy zadzwonił do mnie i powiedział, że będzie miał telefon ustawiony na "milczy", bo mają jakieś ważne szkolenie i że to potrwa jakieś dwie, maksimum trzy godziny.

Pojechałam do miasta, bo miałam do załatwienia kilka spraw. Taki piękny śnieg był, a teraz pada deszcz i wszystko się topi. Ja chcę mróz i śnieżynki spadające z nieba! Żałowałam, że nie wzięłam ze sobą aparatu, bo zrobiłabym świetne zdjęcia małej dziewczynce, która ciągnęła sanki, na których grzecznie siedział kot - czarny jak smoła. Stałam, patrzyłam się i uśmiechałam, bo w życiu na coś takiego nie zdarzyło mi się natrafić.

Wróciłam, zrobiłam sobie obiad, zjadłam. Wypiłam  kawę. Potem były kanapki i herbata. Zaczęłam się niepokoić, bo było już po szesnastej, a Mąż nie dawał znaku życia. Trzy SMS-y, trzy telefony i jeden mail zdążyłam wysłać do niego. Dopiero kilka minut temu zadzwonił (po ponad sześciu godzinach milczenia), a mnie kamień spadł z serca. Siedziałam jak na szpilkach - ani na czytaniu skupić się nie mogłam, ani pisać mi się nie chciało. Serce waliło jak oszalałe, a ręce trzęsły się niemiłosiernie.