Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 31 stycznia 2013

930. Zioła i ziółka

Od kilku dni mam okazję obserwować skonsternowane miny pań w aptekach. Taką reakcję wywołuje zaledwie jedno moje pytanie: "czy dostanę może tonik albo krem pichtowy?" Wychodzę, czując na sobie wzrok patrzący jak na kosmitkę.

Skoro nie ma w aptekach (a ponoć powinny tam być - przynajmniej tak zeznaje wujek Google), zaczęłam przeczesywać zasoby swojej pamięci i lokalizować na mapie miasta sklepy zielarskie. Znalazłam aż sześć. Byłam w trzech. W jednym sama zdrowa żywność (bez kosmetyków), w drugim nie dostałam toniku, ani kremu (ale pani wiedziała o co chodzi), a w trzecim, sprzedająca tam kobieta, obiecała mi zamówić oba produkty.

Dawno nie odwiedzałam sklepów zielarskich, bo nie miałam potrzeby. Będąc tam wczoraj, przypomniał mi się ten charakterystyczny zapach - zioła pomieszane z kosmetykami. Coś mnie ciągnie do takich przybytków. Czyżby któraś z moich przodkiń płci żeńskiej była zielarką?