Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 19 lutego 2013

975. W duecie w gabinecie

Rano były przeboje. Budzik dzwoni, Dyrektor Wykonawczy go wyłącza. Przytula się do mnie i szepcze: "żona, boli cię coś jak leżysz, bo mnie wcale a wcale, no to może byśmy nie jechali do lekarza?" Nie ze mną te numery. Kłucia się boi, oto cała tajemnica. Widziałam jak Drugą Połówkę pogięło i połamało w weekend, więc nie ma mowy o wagarach. Mycie, ubieranie, śniadanie, autobus i poczekalnia.

Doktor Tomasz wygniatał mi brzuch jak ciasto na pierogi i patrzył tylko na moją reakcję - czy już jęczę i krzyczę, czy jeszcze nie. A ja gadałam jak nakręcona. I ze śmiechu bolał mnie brzuch, nie z gniecenia. Jak lekarz ma poczucie humoru, a do tego trafi na zwariowane małżeństwo z podwójnym poczuciem humoru, to się dzieje w gabinecie, oj dzieje. Były żarty i żarciki o gołych krzakach, papierze toaletowym i liściach. Ale o czterech kilogramach, o które jestem lżejsza od tygodnia, też musiałam powiedzieć - inaczej Głos Rozsądku by mnie wsypał. ZJD - magiczny skrót moją diagnozą. Jedna pigułka przed, jedna w trakcie oraz dwie po i tak trzy razy dziennie przez dwa najbliższe tygodnie. Ponoć ma pomóc.

Taka niby mała igiełka, a Mąż blady jak ściana. Nie, nie zemdlał, ale wyglądał jak kartka papieru, kiedy wyłonił się z gabinetu zabiegowego po zastrzyku, jakim dźgnęła go nasza ulubiona młoda pielęgniarka. Poprosił o wodę, co się nie zdarzyło nigdy do tej pory, a potem jeszcze usiadł przy uchylonym oknie. Źle chłopina wyglądał, oj źle. I banana zjeść nie chciał, a przecież lubi. Na szczęście im dalej od przychodni, tym lepiej się czuł. A kiedy na policzkach pojawiły się te jego charakterystyczne rumieńce, wiedziałam, że wrócił do stanu normalności. Wystraszył mnie nie na żarty.