Idzie wiosna. Na bank. Czuję ją. Z jednej strony się cieszę, bo zaraz zakwitną żonkile, tulipany, konwalie i bzy - jedne z moich najbardziej ulubionych kwiatów. Z drugiej strony, wolałabym zatrzymać zimę, bo po krótkiej wiośnie zacznie się to, czego nienawidzę, nie cierpię i ciężko znoszę fizycznie, czyli upalne lato.
W związku z tym ostatnim, ale nie tylko, bo słońce będzie niebawem mocniej przygrzewać, poszłam do apteki po specjalny krem - ekran mineralny barwiony z filtrem UVA 50, którym według zaleceń dermatologa, mam codziennie przed wyjściem na dwór smarować twarz. Bo ona nie toleruje słońca i od razu reaguje brązowymi plamami, które niestety nie są piegami.
Kolejka ogromna, bo apteka należy do trochę tańszych niż inne. W większości stoją ludzie starsi. Cztery kasy otwarte, więc w miarę szybko idzie. Ludzie płacą bajońskie sumy - najniższa kwota, jaką usłyszałam opiewała na trzydzieści parę złotych. Reszta oscylowała w granicach niewiele mniej lub niewiele więcej niż sto.
Przemysł farmaceutyczny jest z pewnością jednym z najbardziej dochodowych, bo rzadko kiedy nie ma klientów w aptekach, a jeśli tak się zdarza to przeważnie dlatego, że akurat w tej konkretnej musi być drożej niż gdzie indziej. Różnice w cenach są niebagatelne. Dzisiejszy krem kupiłam prawie o dziesięć złotych taniej w porównaniu do innych miejsc.
Zawsze bowiem robię rozeznanie - jak się da w sieci albo już na miejscu. I sprawdzam terminy ważności, bo z nimi też bywa różnie. Pytam o tańsze zamienniki, bo ten sam skład występuje często pod innymi nazwami leków, produkowanymi przez konkurencyjne (także cenowo) firmy.
Lekarze przeważnie czerpią ogromne korzyści z tego, że wypisują na receptach medykamenty z koncernów, których przedstawiciele odwiedzają ich, zostawiając gratisy i sponsorują im zagraniczne wojaże. Byle tylko konkretna nazwa została przepisana lub rekomendowana pacjentowi.
Ostatnie tygodnie były bardzo obciążające dla mojego organizmu. Najpierw ciągnące się leczenie bólu kręgosłupa i garść pastylek trzy razy dziennie plus dodatkowo jeszcze zastrzyki w cztery litery. Potem zapalenie oskrzeli i antybiotyk oraz leki wspomagające - kolejna porcja kolorowych pigułek. A teraz ZJD i następne leki.
Mam nadzieję, że ten, który kupiłam dzisiaj, z trzema miliardami bakterii kwasu mlekowego w jednej kapsułce sprawi, że pożegnam się na dobre z innymi medykamentami, pozostając jedynie przy niezbędnych mi do życia hormonach tarczycy oraz inhalatorach ułatwiających oddychanie.