Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 27 lutego 2013

992. O czym marzysz?

"Jak czułabyś się, gdyby ktoś dał ci coś, o czym marzysz?" - takie pytanie zadała mi całkiem niedawno taka jedna cudownie mądra kobieta. Od tamtego czasu, czyli dokładnie od kilku dni, ten temat spowodował lawinę przemyśleń. O marzeniach i pragnieniach.

Ostatnio w jednej z sieci (tej nie dla idiotów) pewien młody człowiek wygrał konkurs. W nagrodę miał 150 sekund na wyniesienie tego wszystkiego, co tylko zdołał unieść. Za darmo. Gdyby miał zapłacić za tamte towary, rachunek opiewałby na kwotę 255 tysięcy złotych.

Obejrzałam filmik z "wyczynem" tamtego studenta. Posłuchałam wywiadu. I co? Ano to, że w głowie pojawiła się jedna jedyna myśl. W formie pytania: gdzie kończy się ludzka pazerność? Chyba nie ma takiej granicy. Przynajmniej u niektórych.

Zastanawiałam się co zrobiłabym, gdybym to ja wygrała w takim konkursie? Co wzięłabym w ciągu tych 150 sekund? Nic się nie zmieniło w tej kwestii. Dobry aparat fotograficzny oraz ciśnieniowy ekspres do kawy z młynkiem. Może jeszcze pokusiłabym się o stojący wentylator, który chłodziłby mnie w upały. Lodówki bym nie uniosła, więc odpada.

Czytam o minimalizmie. Leo Babauta - to nazwisko nie jest obce wszystkim propagatorom idei posiadania mniej. Mądry człowiek. Wyciągam wnioski z tej lektury i przekładam je na swoje życie, dostosowując do sytuacji, w jakiej jestem. Zmiany będę wprowadzać we własnym tempie, bez pośpiechu. Postanowione.

Wracając do marzeń i pragnień... Przemyślałam tę kwestię. Dotarło do mnie, że dostawałam i nadal dostaję od ludzi to, o czym nawet nie śmiałam marzyć, czy pragnąć. Zawsze były to niespodzianki. I wcale nie chodzi o rzeczy materialne, bo te w każdej chwili można stracić. Dlatego nie trzęsę się nad nimi i nie przejmuję. Bo nie warto.

Najważniejszym i najpiękniejszym prezentem od innych były i są dla mnie przeżywane dzięki nim emocje, magia wspólnie spędzonych chwil, delektowanie się zapachem i smakiem, rozmowa pełna treści oraz niezmiernie ciepła atmosfera, którą się wyczuwa od razu - w uśmiechu, spojrzeniu, geście, dotyku, ale przede wszystkim w ciszy i między wierszami.

A jeśli chodzi o same marzenia, to chciałabym bardzo pójść kiedyś z Mężem do teatru, filharmonii oraz opery, bo takich pierwszych razów jeszcze nie przeżyliśmy. I pojechać do Irlandii spróbować spełnić inne marzenia.