Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 21 marca 2013

1.032. Tytułem wstępu

Ostatnio kilkakrotnie zajrzałam do różnych księgarni w galerii handlowej. Tak już mam, że zawsze nogi same niosą mnie w kierunku półek, na których stoją książki psychologiczne. Obok nich zwykle umiejscowione są wszelkiej maści poradniki - pewnie po części związane z psychologią, ale czy tak jest do końca? Nie wiem, nie znam się na tym na tyle, by oceniać, ale czasem coś mi nie pasuje albo już w tytule, albo w samej treści. Tak, tak, czasem bowiem skuszę się na przekartkowanie nagłówków w stylu: "jak rozpoznać toksycznych mężczyzn?", "jak znaleźć miłość?", "jak dbać o swoje potrzeby?", itp., itd.

Wśród interesujących mnie książek znalazłam kilkanaście tytułów, które chętnie bym przygarnęła na własność, ale że razem z Mężem staramy się wcielać w życie zasadę minimalizmu, nie bardzo mamy ochotę na kupowanie czegoś, co możemy wypożyczyć z biblioteki albo poszukać na półkach w domach znajomych. Poza tym, jeśli chodzi o lekturę, nigdy nie mam dość pozycji, więc jest to głód nienasycenia i niezaspokojenia. Pielęgnować go w sobie i karmić nie mogę, bo kosztuje furmankę pieniędzy i zabiera mnóstwo miejsca w naszym, i tak niewielkim, pokoju. No chyba, że ktoś nazywa się Eric Berne i pisze o analizie transakcyjnej, wtedy się poddaję i kupuję, bo akurat te klimaty bardzo mnie nurtują. Ale to tylko dwie książki, więc zrobiłam sobie dyspensę.

Przechadzając się wśród regałów w księgarni wpadłam na pomysł przelania na klawiaturę swojego osobistego i subiektywnego poradnika. Teraz są takie czasy, że wszyscy umieją śpiewać, tańczyć, perfekcyjnie sprzątać dom, pisać książki i robić masę innych rzeczy. A ja co? Gorsza jestem? Nie. W sumie ten blog jest jak całkiem opasłe tomisko, to czemu mam sobie odmawiać grafomańskiej przyjemności skoro to lubię? Może przy okazji komuś jeszcze będzie się dobrze czytało moje przemyślenia? A jak nie, zawsze może zmienić półkę i autora. Wybór jest ogromny.

To tyle tytułem wstępu. Ciąg dalszy w następnym poście.