Jak pamiętacie, jestem w fazie porządkowania i pozbywania się rzeczy. Oglądam, segreguję, wyrzucam do śmietnika, wrzucam do pojemnika Caritasu, rozdaję znajomym, fotografuję i daję Mężowi do wystawienia na sprzedaż albo chowam z powrotem. Jeszcze trochę, a będę mogła służyć radą i pomocą - zarówno bierną, jak i czynną. Nabieram bowiem wprawy.
"Kto z kim przestaje, takim się staje". Jako że przynajmniej dwa (albo i trzy) razy w tygodniu rozmawiam z Agatą, także i w niej zasiałam ziarenko ograniczania ilości posiadanych rzeczy. Ciężki orzech do zgryzienia, bo mam do czynienia z wyjątkowym chomikiem. Ostatnio nawet usłyszałam, że chciałaby, bym jej pomogła w porządkach. Mówię, co myślę, więc odparowałam szybko: "ale wiesz, że jestem jak kat, który by z batem stał nad tobą i zadawał jedno pytanie: kiedy miałaś tę rzecz na sobie?" Ponoć o kogoś takiego Agacie właśnie chodziło, więc do tej pory nie wiem czy to był komplement, czy może wręcz przeciwnie.
W każdym razie, nie dalej jak w weekend temat segregacji garderoby był ważną częścią naszej pogawędki. Podpartej moim skromnym doświadczeniem oraz linkami do tych, którzy są dla mnie wzorem, czyli minimalistów. Wczoraj dostaję MMS z pytaniem "chcesz coś z tego?" Oglądam zdjęcie, a tam pełno błyskotek, czyli to, co sroczka lubi najbardziej - kolczyki. Jako że ekran komórki malutki, poprosiłam o większy format zdjęcia na mail. Patrzę, patrzę i wzbudzam potrzebę - i te ładne, i tamte też. Wzdycham i wzdycham.
Zaraz, zaraz - i kto tu mówił o chomikowaniu oraz gromadzeniu rzeczy? No nie, tak być nie może. Słuchawka na ucho, stetoskop obok i dzwonię. "Pewnie, że chcę" - słyszę siebie, dodając "ale na takiej zasadzie ja będę brać od ciebie, a ty ode mnie i zamiast mniej, będziemy mieć więcej". Oparłam się pokusie, choć łatwo nie było. Twarda byłam, a co.
Moja stara i poczciwa komórka, wystawiona na sprzedaż wzbudziła zainteresowanie jakiegoś pana. Napisał wiadomość, że może się wymienić na (uwaga!) piłę spalinową, kino domowe albo części do Opla Astry. Myślałam, że spadnę z sofy ze śmiechu. Trafił jak kulą w płot albo jak łysy grzywką o kant kuli. Używając sparafrazowanego cytatu z pewnego znanego jurora - przerżnął mnie tą piłą.
Człowiek siedzi i myśli jak się pozbyć wielu przedmiotów, podczas gdy inni próbują go uszczęśliwiać nowymi, czasem o jeszcze większych gabarytach. Pokusy były, nie powiem, ale dałam radę się im oprzeć.