W realnym świecie ludzie potrafią zrobić wiele, żeby znaleźć się w centrum uwagi. Jednak o wiele łatwiej zweryfikować to, co mówią i o czym opowiadają, bo się przecież ich zna. Jak nie osobiście, to przez kogoś.
W wirtualnej rzeczywistości łatwiej jest się ukryć. Można sobie pisać co się chce, jak się chce i o czym się chce. Anonimowo, o zdemaskowanie więc o wiele trudniej. Szczególnie na blogach.
O tym, że sporo osób ma "bujną wyobraźnię" (czytaj: kłamie) przekonałam się niejednokrotnie. Były już historie matek, fotografujących groby swoich maleństw, które tak naprawdę nigdy na świat nie przyszły, a nagrobki na zdjęciach należały do kogoś zupełnie innego. Naiwni współczuli i płakali.
Były także prośby o finansową pomoc od matek chorych dzieci, których zamieszczane zdjęcia okazywały się być zdjęciami dzieci chorych, ale żyjących za granicą, ukradzionymi z sieci i wstawionymi do sfabrykowanych maili przez ich pomysłowych nadawców. Naiwni wpłacali na konta pieniądze na rzekome leczenie.
Nagminnie i dość często spotykam się z bardziej lub mniej wprost wyrażanym utyskiwaniem na fatalną sytuację materialną autorów blogów. Przeważnie w sposób podprogowy i zawoalowany, ale jakże czytelny. Wszystko po to, by wyłudzić pieniądze od kolejnych ofiar.
Dzisiaj dowiedziałam się o jeszcze jednej sprawie. Osoba, która przedstawiała się jako chora na raka, tak naprawdę wymyśliła sobie tę chorobę, wmawiając ją nie tylko czytelnikom, ale także własnej rodzinie i przyjaciołom. Ona przynajmniej wystosowała w tej sprawie specjalne oświadczenie i przyznała się do winy.
Celowo nie podaję adresów blogów, ale polecam baczną obserwację tego, co się w sieci dzieje, by je wyłowić. Wystarczy mieć oczy i uszy szeroko otwarte, a powyższe (i pewnie jeszcze całkiem inne) historie nikomu nie umkną.
Pomaganie innym jest szlachetne i każdy, kto decyduje się na taki gest, na pewno robi to z potrzeby serca i w dobrej wierze. Czasem jednak trzeba wykazać się sporą dozą nieufności oraz ostrożności, żeby nie dać się wykorzystać przez zwyczajnych oszustów, których przemożna chęć bycia w centrum uwagi wydaje się usprawiedliwiać naciąganie innych ludzi.
I jeszcze coś - po wyjściu na światło dzienne historii, które opisałam w tej notce mogą ucierpieć ci, którzy naprawdę są chorzy, naprawdę stracili dzieci i naprawdę klepią biedę, a na swoich blogach piszą prawdę.
Kwestia stanu sumienia oszustów i naciągaczy jest całkiem odrębna. Nie wiem i nie wyobrażam sobie jakim człowiekiem trzeba być, żeby bez skrupułów grać na emocjach czytelników, a potem móc spojrzeć sobie w oczy - bez obrzydzenia i niesmaku.