Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

1.064. Reklamacje

"Przez najbliższy tydzień nie będę już nigdzie jeździł i nie będę nic reklamował" - usłyszałam dzisiaj od Męża po powrocie z kolejnego sklepu, do którego pojechał. Czasem mam wrażenie, że albo Dyrektor Wykonawczy ma pecha albo przyciąga do siebie rzeczy, które się (wcześniej czy później) psują.

W ubiegły wtorek były buty, które wcześniej sobie sam wybrał. Ja się nie wtrącałam i nie doradzałam. W niedzielę pojechał z reklamacją klapków, które zabrał w sobotę na basen, a które śmierdzą tak, że nie da się wytrzymać. Moczenie w chlorowanej wodzie, mycie i próby prania w proszku, a także wietrzenie nic nie dały. Smród aż głowa boli.

Kiedy kupowaliśmy czajnik, Mąż uparł się, że ma być z grzałką w okrągłej podstawie. Ja wolałam tradycyjny, ale ustąpiłam, bo przecież czajnik to czajnik - ma wodę gotować, więc nie będę robić problemu z jego kształtu. Woda ma metaliczny posmak, a dwukrotne odkamienianie (w ciągu zaledwie trzech dni) nie pomogło. Mało tego, spowodowało powstanie brązowo-zielonych plam na grzałce. A kamień na niej tworzy się natychmiast.

Tak więc w szufladzie leżą trzy druki reklamacyjne z trzech sklepów trzech różnych rzeczy wybranych przez Głos Rozsądku. I jak mam nie wierzyć w pecha Męża?