To już lekka przesada! Ledwo wyszłam z domu po zakupy zaczęło coś prószyć - taki śniegodeszcz albo deszczośnieg - jak kto woli. Zanim dotarłam do sklepu wyklarowało się, że to jednak śnieg. Kiedy wracałam, olbrzymie płaty wirowały we wszystkie strony, skutecznie ograniczając mi pole widzenia. Nie, nie wyciągnę już z szafy zimowych butów. O nie! Żebym miała kamieniem siedzieć w czterech ścianach albo chodzić w botkach, kozaków w tym sezonie nie założę!
A propos obuwia... Wczoraj poinformowałam Dyrektora Wykonawczego o stanie ilościowym - moim i jego. Jedenaście par należących do Głosu Rozsądku kontra dwadzieścia trzy moje. W obu przypadkach wliczając w nie tak zwane obuwie ślubne, w ilości dwóch par po każdej stronie. Sama przed sobą zobowiązałam się, że więcej butów kupować nie zamierzam - przynajmniej dopóki nie zużyję tego, co mam w szafie. No i kolczyków też już nie potrzebuję, aczkolwiek chcieć, bym chciała. Walczę ze sobą również w kwestii książek, ale wiem, że tu będzie najtrudniej, bo bez nich nie wyobrażam sobie życia, a nie wszystkie są w bibliotece.
Mężowi udało się wreszcie sprzedać moją, użytą zaledwie dwa razy, prostownicę do włosów. Kupiła ją jakaś babeczka, która miała identyczny model, ale w końcu odmówił posłuszeństwa. Ucieszyła się ponoć jak nie wiem co! Ja też! Za to telefon jak wisiał, tak wisi. Kilka osób chce się wymienić na inny albo nawet dwa. Minimalizm to minimalizm, a nie podwajanie stawki! Każdemu trzeba łopatologicznie tłumaczyć. Ech...
Niebawem przylatuje do Męża jego angielski przyjaciel, z którym razem pracował na emigracji. Gdzie by się przechować - tak sobie głośno myślę. Nic nie mam do Marc'a, ale na dłuższą metę brak mi do niego cierpliwości, bo pomimo pięćdziesiątki na karku to jest takie duże dziecko, które trzeba pilnować i które ze wszystkim ma problem. Ostatnio, po wylądowaniu już w Polsce, czekał na dworcu PKP nie na tym peronie, na którym powinien. Pociąg odjechał bez niego, a następny był dopiero za kilka godzin. Lepszy numer wywinął z powrotem. Na lotnisku okazało się, że jego lot miał być o godzinie jedenastej rano, a nie wieczorem, więc kiblował w poczekalni całą noc, zapłacił jak za zboże za nowy bilet i niczego się nie nauczył. Aż się boję myśleć jakie przygody spotkają go tym razem.
A w sferze internetowej aż się gotuje - afera goni aferę, a oszust oszusta. Znikające tytuły, niesłychane podobieństwa i zbiegi okoliczności, cudowne uzdrowienia umierających i więzienna cela dla niewinnych bohaterów. Blogi to jednak kopalnia wiedzy i niezła kryjówka - do czasu... Dlaczego dobrzy ludzie kłamią? - oto jest pytanie...