Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 13 kwietnia 2013

1.074. Uwaga oszust!

Kilka dni temu wspominałam o oszustach, którzy są w stanie zrobić chyba wszystko, żeby tylko wyłudzić pieniądze od innych. Na przykład można wmawiać innym, że jest się chorym na raka. Blogosfera huczała od kilku dni. A teraz są już dowody - <KLIK><KLIK> oraz <KLIK>.

Blog i wszystkie wpisy zostały usunięte, ale jeśli jesteście zainteresowani owym oświadczeniem w pełnym jego brzmieniu, oto i ono. Zdążyłam skopiować zanim autorka je wykasowała.


"Bydgoszcz 7.04.2013 
Oświadczenie 

Pewnie większość jak nie wszyscy z Was odwróci się ode mnie po przeczytaniu tego. 
Nie wiem czemu tak się stało....jestem chora ale moją chorobą nie jest rak tylko coś czego nie wiem... 
Wmówiłam chorobę sobie, wmówiłam mężowi że jestem chora, bliskim, przyjaciołom, całe ostatnie lata żyłam chorobą. Utożsamiłam się z nią tak, że odczuwałam ból, czułam potrzebę współczucia... Utożsamiłam się tak bardzo, że zaczęłam kłamać... a potem już nie wiedziałam jak z tego wyjść... 
Największą ofiarą całej mojej "choroby" jest mój mąż.... bo nie wiedział nic, cały czas był przekonany, że jestem chora..., tak nauczyłam się z tym żyć... tak działać.... nie ma sensu opisywać szczegółów.... 
Nie chciałam nikogo skrzywdzić.... ale tak się stało. O suplementach o których pisałam, czytałam naprawdę i naprawdę te suplementy kupowałam, brałam, bo przecież były mi potrzebne... Może przez to dla domowników byłam bardziej wiarygodna... wydawało mi się że wychodzą mi włosy, więc ogoliłam głową, czułam że jestem chora, tylko nic tego nie potwierdzało... 
Dziś wiem, że to był inny rodzaj choroby - choroby psychicznej - bo jak to inaczej wytłumaczyć.... 
Wiem że odwrócą się od mnie wszyscy i bliscy i dalsi....ale powinniście odwrócić się tylko ode mnie bo mój Mąż o niczym nie wiedział, zresztą dzieci też nie... 
To jak bardzo zidentyfikowałam się z chorobą sprawiło, że zaczęłam pisać bloga... posty o moim Mężu, o dzieciach były prawdzie, przeplatałam je tylko moją "wmówioną chorobą". 
Pieniądze ludzie zaczęli sami oferować... na początku odmawiałam...każdy ciągle mówił o wsparciu finansowym nas, ktoś już nie wiem kto z znajomych, namówił mnie na napisanie apelu...nie potrafiłam z tego wybrnąć. Marek był przeciwny.... cały czas powtarzał, że damy sobie radę.... Z każdej zbiórki jednak bardzo szybko się wycofywałam...czasem za późno. .... O tym, że Fundacja może mnie wziąć pod opiekę dowiedziałam się od moich znajomych, którzy sprawdzili, że jest to możliwe. Koncerty były organizowane za moją wiedzą. Oni też mi zaufali - na wyrost. Nie potrafiłam z tego wybrnąć. 
Mój mąż wierzył w moją chorobę, ubyło mu przez to co najmniej 5 lat, nabawił się schorzeń kręgosłupa, nie raz nosząc mnie na rękach. Każde badanie, o którym mu mówiłam bardzo przeżywał, ale zawsze robiłam tak, że "niby badania" miałam wtedy kiedy on ciężko pracował. 
Stracę przyjaciół - taka jest cena wmówienia choroby.... ktoś zapyta dlaczego ?? Nie wiem, któregoś dnia po prostu zaczęłam się źle czuć, bolały mnie węzły głowa. Poszłam do lekarza...lekarz wyczuł powiększone węzły, były jakieś tam podejrzenia....a ja uwierzyłam że mam nowotwór i tak zaczęłam z nim i jego przerzutami żyć. 
Pieniądze, które zebrałam na pomoc namawiając do tego nieświadomego męża sukcesywnie oddamy co do złotówki każdemu kto wpłacił na konto. 
Poddam się także terapii psychiatrycznej aby nauczyć się żyć bez udawania choroby. Pewnie tego nie zrozumiecie ale "choroba" naprawdę mną zawładnęła.... odczuwałam bóle, zawroty, omdlenia...słabości.... 
Marek... milczy na ten temat. Widzę, jak jest zawiedziony. Mówi tylko, że musi zadbać, żeby dzieci nie odczuły skutków tej sprawy. 
Może terapia wyjaśni dlaczego i jaka jest tego przyczyna - ja Was z swojej strony przepraszam... Nic więcej nie ma sensu mówić..... Proszę Was o wybaczenie, może zrozumienie... może znajdą się ludzie, którzy umieją wybaczać i dawać drugą szansę... 

Monika Markiewicz "Majka" 
Autor: 趕出 - z chińskiego Eksmisja o 11:29 
Strona główna 
Subskrybuj: Posty (Atom)"


Nie wierzcie we wszystko, co ludzie piszą. Sprawdzajcie, sprawdzajcie i jeszcze raz sprawdzajcie zanim zechcecie komukolwiek pomóc. Wiem, że sprawa "Majki" nie jest ani pierwszą, ani ostatnią.