Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 5 maja 2013

1.115. We dwóch

Mąż zerwał się o siódmej rano jak skowronek gotowy do lotu. Podekscytowany i uradowany perspektywą spotkania ze swoim angielskim przyjacielem. Tylko czemu i ja musiałam wstać prawie o tej samej porze? Wszak panowie poszli sobie w rejs beze mnie.

Dyrektor Wykonawczy wziął z domu suchy prowiant, w drodze po Marc'a kupił wodę mineralną i pewnie teraz zaliczają mniejsze i większe górki i dolinki, skałki, bory i lasy. A ja sobie siedzę w domu i czekam na telefon, bo mam się z nimi spotkać w naszej ulubionej pierogarni na obiedzie.

Na razie nie pada, ale sporo chmur na niebie. Jest ciepło, nawet bardzo. Ponoć zapowiadali deszcz i burzę w późniejszych godzinach. Mamy zapasowy parasol dla Marc'a, bo on swojego nie posiada, chociaż żyje na tym świecie już 51 lat.

Dobry i wrażliwy z niego człowiek. Poeta, romantyk i marzyciel. Nie pali, jak na Anglika niewiele pije, jest po dwóch rozwodach i ma dziesięcioletnią córkę, która jest dla niego całym światem. Lubi za to jeść, co widać po jego gabarytach - 120 kg żywej wagi. Mąż wygląda przy nim jak zabiedzony i wygłodzony, a ja robię za anorektyczkę.

W sumie, jak się tak głębiej zastanowić, nasz gość i Głos Rozsądku mają wiele cech wspólnych, do których zalicza się również rozlazłość i gapiostwo, chociaż w tej kwestii Dyrektor Wykonawczy jest dopiero adeptem (i lepiej niech się dalej nie szkoli). Wczoraj tak sobie na głos myśleliśmy, że Marc śmiało mógłby być ojcem Męża, gdyż dzieli ich aż 19 lat.

Nigdy nie przypuszczałabym, że zaledwie siedem miesięcy wspólnej pracy obu panów tak bardzo ich połączy i zaowocuje przyjaźnią (co prawda na odległość) na tyle silną, że obecny przyjazd naszego gościa jest już czwartym od czasu mojego i Dyrektora Wykonawczego powrotu z Anglii. 

Obecność Marc'a na naszym ślubie kościelnym była chyba najbardziej niespodziewanym prezentem od losu. Tym bardziej, że dobrze wiemy jak wygląda jego sytuacja finansowa, która jest życiem od piątku do piątku, czyli od wypłaty do wypłaty.

Usunęłam się w cień, bo chcę panom dać czas dla siebie. Niech go spędzą razem i nacieszą się swoim męskim towarzystwem.