Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 13 maja 2013

1.128. Na basenie

W sobotę poszłam razem z Mężem na basen. Do tak zwanego towarzystwa, bo mieliśmy potem iść na zakupy do pobliskiego sklepu, więc było nam wygodniej się nie rozdzielać.

Dyrektor Wykonawczy kupił bilet i zniknął za bramką. Potem pojawił się już w przebraniu - za oddzielającą nas szybą. Kiedy on pływał, ja siedziałam i zagłębiłam się w lekturę. Tym razem na tapecie Leo Babauta. Tak dobrze mi się czytało, że trzy kwadranse minęły jak z bicza strzelił, a Głos Rozsądku dał mi na migi znak, że za chwilę wychodzi.

Najpierw jednak ujrzałam mojego dawnego znajomego z korporacji, który - jak się po chwili konwersacji okazało, pływał na sąsiednim torze. Podszedł do mnie, zdziwiony moją obecnością przy stoliku, przywitał się i sprawdził co czytam. Usiadł, a po chwili dołączył do nas Mąż. Panowie znali się z widzenia, bo niejednokrotnie mijaliśmy się na ulicy, ale w sumie oni nigdy nie mieli okazji ze sobą porozmawiać.

Arek jest singlem, choć jednak wolę słowo kawaler, bo jednoznacznie opisuje ono stan faktyczny. Wspominałam kiedyś o nim na blogu, ale dawno to było. Od lat nic się nie zmienia. Sam, w ogromnym dwupoziomowym mieszkaniu. Samotny i łaknący towarzystwa innych. W pamięć zapadło mi szczególnie jedno zdanie, które wypowiedział: "lubię chodzić do kina, bo mogę tam poczuć obecność ludzi".

Trochę mnie zatkała ta deklaracja, bo facet przystojny, na poziomie, kulturalny, inteligentny, szarmancki, inteligentny, mający dobrą pracę na wysokim stanowisku, z własnym mieszkaniem i samochodem. I z matką, która robiła wszystko, by obrzydzić mu interesujące się nim kobiety. Na tyle skutecznie, że nigdy z żadną się nie związał, a ma około czterdziestki.

Pogadaliśmy chwilę o starych czasach, ale on uciekał wzrokiem w ekran telefonu, odpisując na SMS-y, czy odbierając połączenie. W pewnym momencie zaproponowałam mu, że skoro czuje się samotny, możemy się umówić i razem z Mężem go odwiedzić. Myślałam, że się ucieszy, a usłyszałam coś na kształt wymówki - "ale to już może po remoncie, który muszę zrobić". Czyli nigdy jak dla mnie, bo odkąd usunęłam swoje prywatne konto na Facebooku, nie mamy ze sobą żadnego kontaktu.

Nic na siłę. Nie poczułam się źle z odmową Arka, o nie. Wiem i rozumiem, że nie zawsze i nie każdy przyjmie to, co mu oferuję. Jego życie, jego wybór. Szanuję to. Pozostaniemy więc przy przypadkowym mijaniu się na ulicy. Nikt nikogo nie jest w stanie wyciągnąć z jego jaskini.

Cały tor tylko i wyłącznie dla Męża