Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 21 maja 2013

1.142. "Problemy"

Smucą mnie relacje kobiet nieszczęśliwych, niespełnionych, oszukiwanych, miotających się w swoich związkach. Jest mi przykro kiedy dowiaduję się, że mężowie lub partnerzy życiowi ich nie wspierają, nie rozumieją, nie słuchają, za to mają pretensje, fochy, wymagania, ograniczenia i "ale". Coś się we mnie wtedy buntuje i wręcz krzyczy. Natychmiast pojawia się niezgoda na taki stan rzeczy. Solidarność jajników, ot co.

Wiem, że jestem małżonką nudną jak flaki z olejem, bo czasem chciałabym (wróć - jednak nie chciałabym, bo wyglądałoby na to, że na nie czekam) napisać o jakichś poważnych problemach z Mężem, ale nie chcę zakłamywać rzeczywistości i wymyślać niestworzone historie, które nie mają racji bytu w naszym życiu.

Nie mam różowych okularów na nosie. Nie jestem ślepa, ani głucha. Nie mam dwudziestu, czy nawet trzydziestu lat na karku. Zbyt wiele toksycznych relacji z płcią odmienną doświadczyłam zanim poznałam Dyrektora Wykonawczego, więc potrafię odróżnić dobro od zła, a pozory od prawdy. Efekty psychoterapii też nie poszły w las.

Spytałam Głos Rozsądku dlaczego tak się dzieje, że dzięki  niemu czuję się kochana jak nigdy przez nikogo, że jest moim przyjacielem - słucha, wspiera, jest szczery i ma jeszcze wiele innych pozytywnych cech, a sporo kobiet, które znam, tego wszystkiego w swoich relacjach nie doświadcza.

Usłyszałam, że może dzieje się tak, a nie inaczej, bo wielu facetów myśli stereotypowo o kobietach i wtłacza ich w schematyczne role w małżeństwie oraz rodzinie, bo słuchają podszeptów głupich i zakompleksionych kolegów, którzy boją się "pozwolić" na rozwijanie pasji, czy zainteresowań swoich drugich połówek, bo poczucie wartości panów legło w gruzach, bo są niedojrzali emocjonalnie, bo nie umieją i nie chcą się nauczyć rozmawiać, bo są zbyt leniwi, by poczytać mądre książki i dowiedzieć się czegoś więcej o psychice pań... To wszystko powiedział nie kto inny, ale reprezentant tej samej płci.

Wiele razy wspominałam, że Mąż zanim został nim, kilka razy mnie zostawiał. Dostał ode mnie nie tylko drugą, ale pewnie i trzecią, czwartą, piątą, a może i szóstą szansę. Nie liczę ich, bo straciłam rachubę. Piszę  o tym tylko dlatego, że Dyrektor Wykonawczy jest dowodem na to, że jak się chce, można się zmienić - samemu, bez nacisków z drugiej strony. Nawet z własnej i nieprzymuszonej woli można iść na terapię i nie uciec.

Jako żona mam "problemy" z Mężem z gatunku - budzi się pierwszy i leży w łóżku, pikając w telefon, coś tam przestawia, zmienia dzwonek budzika, a potem zmyśla, że mi się coś przyśniło. Albo idzie do sklepu i zapomni kupić czegoś z listy. Albo się grzebie i zanim wyjdziemy z domu, czekam na niego jak facet na kobietę, a nie odwrotnie. Albo jest rozlazły i roztargniony. Albo nie przewidzi, że będzie deszcz i zapomni o parasolu, a potem moknie. Albo mówi mi, że grzeszy myślami jak patrzy na ładne i zgrabne, skąpo odziane kobiety i że się tego wstydzi, bo mnie kocha. Takie są moje "problemy".

Dzisiaj jelita mi trochę szwankowały. Poszłam do krawca odebrać ulubioną bluzkę, w której miał skrócić rękawy. Potem do sklepu. Przyszłam. Dzwoni Głos Rozsądku. Już myślałam, że coś się stało, bo przeważnie telefonuje później, jak ma przerwę. Słyszę jak pyta o samopoczucie. Ja z kolei pytam czy ma dużo pracy i czy daje radę. "Żona, z twoją miłością to ja mogę góry przenosić, więc jak mam nie dać rady? A jakbym nawet jej nie miał, to przelewałbym łyżką wodę z oceanu, ale też dałbym radę".


Nie było, nie ma i nie będzie ideałów, ale na tym świecie istnieją fajni, normalni faceci. Może nie zawsze mają gruby portfel i pełne konto, wypasiony samochód, luksusowy apartament, kierownicze stanowisko, 190 cm wzrostu, czy kaloryfer na brzuchu, a koleżanki nie będą piszczeć z zazdrości na ich widok. Przeważnie giną w tłumie, gdyż na pierwszy rzut oka niczym specjalnym się nie wyróżniają. Może zatem warto dać szansę (choćby i drugą albo trzecią) właśnie komuś takiemu, bo tego, co w sercu nie da rady zobaczyć gołym okiem. Wiem coś o tym, uwierzcie.