Choć dość chłodna, wietrzna i pochmurna była ta sobota, żadne z powyższych nie było w stanie wpłynąć negatywnie na mój nastrój szczęśliwości, radości, spokoju i bezpieczeństwa.
Oprócz normalnych weekendowych zakupów spożywczych, odebraliśmy także z naprawy trampki Męża, zjedliśmy po lodowym rożku, poszliśmy na spacer połączony z pstrykaniem fotek (zapraszam TU - dołożyłam do starych postów nowe bzy, konwalie i maki), posiedzieliśmy na ławce słuchając szmeru sadzawki i patrząc na pływające kaczki oraz kąpiące się szpaki.
Prawie cały dzień spędziliśmy poza domem - nie licząc przerwy na rozpakowanie siatek, zrobienie obiadu i wypicie kawy. No i podarowaliśmy sobie odrobinę luksusu w postaci kawałka sernika z wiśniami, którego smakiem ostatnio rozkoszowaliśmy się na Wielkanoc.
Były też rozmowy o kobiecości oraz męskości, ale o tym napiszę już oddzielnie.