Od czasu kiedy według mojej matki przestałam być dzieckiem, na urodziny, imieniny, czy z jakiejkolwiek innej okazji dostawałam od niej pieniądze. "Kup sobie co chcesz, bo ja nie wiem co byś chciała" - takie słowa słyszałam z ust rodzicielki.
Ktoś by powiedział, że to idealne rozwiązanie, bo przecież mogłam z tamtą kwotą zrobić co mi się żywnie podobało. Dla mnie forma tamtych prezentów była pójściem na łatwiznę. Matka, która nie zna gustu własnej (i jedynej) córki. Matka, która nie wie, co ucieszyłoby nastolatkę, czy dorosłą kobietę.
Nie wiem czy tamte wydarzenia aż tak bardzo wryły mi się w pamięć, że aż obiecałam sobie, iż zawsze będę się starała poznać gust innych ludzi, żeby wiedzieć co lubią, co im się podoba i co chcieliby dostać na prezent.
Piszę o tym wszystkim, jak zwykle, nie bez powodu. Dzień Matki. Święto wyjątkowe. Razem z Mężem złożyliśmy mojej rodzicielce życzenia. Kupiliśmy jej portfel - bardzo podobny do tego, który jest już stary i zniszczony. Zaraz po "dziękuję" usłyszeliśmy wyrzut, że "po co niepotrzebnie wydajecie pieniądze?"
Wiem, że przemawiała przez nią troska o stan naszych finansów, ale w takiej sytuacji (bo dzieje się dokładnie tak samo za każdym razem i przy każdej okazji typu święta, imieniny, urodziny) zawsze czułam się tak, jakby matka tym jednym tekstem uderzała mnie w twarz.
Dzisiaj spytałam ją, czy podoba się jej portfel. "Tak, tylko po co wydawałaś na niego pieniądze?" Zareagowałam spokojnie, ale stanowczo: "dlaczego nie potrafisz odpowiedzieć na proste pytanie - tak, czy nie?"
Zawsze jest jakieś "tylko", "ale", "po co" oraz inne niepotrzebne słowa. A wystarczyłoby zastąpić je kropką. Pieniądze są środkiem, nie meritum. Liczy się gest i pamięć, nie kwota. Przyjmować też trzeba umieć. Podobnie jak ofiarowywać.
Od jakiegoś czasu zauważyłam u siebie różnicę w podejściu do zachowania matki. Już mnie ono nie dotyka. Nie boli. Nie jest mi przykro. Wiem, że ona inaczej nie potrafi i nie umie reagować. Jak pies Pawłowa. Ofiarowany jej prezent (cokolwiek by to nie było) wywołuje natychmiastową reakcję werbalną w postaci wciąż tych samych zwrotów.
W majowym numerze "Charakterów" jest wstępniak - Matki i córki, a także dwa genialne teksty - Moja matka kocha siebie oraz Raport z matczynych nadużyć. Ich lekturę polecam wszystkim kobietom, które chcą się dowiedzieć czy przypadkiem ich relacja na linii matka-córka nie jest toksyczna.
Bądź taka jak ja, tylko lepsza - dawno temu go podlinkowałam, ale warto sobie przeczytać raz jeszcze, żeby odświeżyć wiadomości w nim zawarte.