Może dlatego, że jestem kobietą i wiem czego się mogę spodziewać po własnej płci oraz jakie są moje oczekiwania względem niej, łatwiej było mi pisać o kobiecości. Przyznam, że z dzisiejszym tytułem notki mam pewien problem.
Z jednej strony męskość bardzo silnie łączę z wyglądem zewnętrznym mężczyzny - ze wzrostem, wagą, dobrą muskulaturą, ogólnym zadbaniem i pielęgnacją. Są też rzeczy, które mogą się niektórym wydać absurdalne, ale dla mnie stanowią swojego rodzaju fetysz - jak choćby okulary i krótko obcięte włosy. W tej ostatniej materii najbardziej niemęscy są panowie o kręconej czuprynie. Czasem męski będzie tygodniowy zarost, ale już nie u każdego.
Istnieje też druga strona medalu i to ona zdaje się przeważać. Głos, który nie może mnie drażnić, a zdarza się jeśli jest za wysoki. Im niższy, tym lepszy. Taki radiowy, ciepły i otulający ucho. Spojrzenie, które nie ma nic wspólnego z kolorem oczu, choć mam ogromną słabość do dużych, piwnych i czarnych. Dotyk, który wywołuje przyjemny dreszcz podniecenia seksualnego. Zapach, który nie przeszkadza.
Nigdy nie zwrócę uwagi na faceta koguta, stroszącego swoje piórka w grupie innych samców; pana w typie macho, pozera z łańcuchem na szyi, przechwalającego się tym, kim jest i co posiada; agresywnego, chamskiego, prostackiego i przeklinającego typa z papierosem w dłoni oraz kuflem piwa w drugiej. Tacy nie mają żadnych szans.
Intelekt, poczucie humoru, ciepło, rycerskość (bardzo lubię to słowo), pasja lub hobby, spokój, szacunek, umiejętność okazywania uczuć i wyrażania emocji, otwartość, szczerość, poczucie własnej wartości, odpowiedzialność i dojrzałość - te cechy są dopełnieniem pojęcia męskości.