Mnie naprawdę nie można dać do ręki żadnej książki. Przedwczoraj obiecałam sobie, że codziennie będę dawkować po jednym rozdziale "Atlasu Chmur", a że jest ich w sumie jedenaście, więc będę mieć zapewnioną lekturę właśnie przez tyle dni.
Dwa dni minęły, a ja zaczynam piątą opowieść, którą mam zamiar dzisiaj skończyć. I nie wiem czy nie wkroczę w następną. Bo takie obiecanki, jak te powyżej, to nie powiem o co mogę sobie rozbić albo gdzie wsadzić.
Mam wrażenie, że pomimo ciągłej kolejki do tej pozycji w bibliotece, mało kto zapoznaje się z jej treścią, gdyż książka wciąż wygląda tak samo - jakby wcale nie została przekartkowana. Kilkanaście tygodni wcześniej miał ją w rękach Mąż i było podobnie. A że jest dostępny tylko jeden egzemplarz, więc o pomyłce nie może być mowy.
Przyznam, że i ja za tamtym podejściem zniechęciłam się specyficznym językiem, w jakim został napisany pierwszy rozdział. Odpuściłam i nie miałam chęci kontynuować. Jednakże chęć poznania wszystkich historii była silniejsza od chwilowej słabości i teraz idę jak burza.
O wrażeniach i przemyśleniach napiszę na pewno na blogu o książkach. Cieszę się, że wcześniej obejrzałam film, bo pewne rzeczy mi się przypominają i o wiele więcej kojarzę, a także wiem na co zwracać uwagę podczas czytania. Elementów łączących jest sporo. Ale milczę już, bo zdradzę jeszcze coś, czego nie powinnam.
Teraz niech przemówi Sonmi 451.