Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 4 lipca 2013

1.209. Mąż na fotelu

Znacie takie powiedzenie "mam ja z tobą trzy światy"? No właśnie. Mężowi ze mną lekko nie jest, to fakt i wcale nie będę się tego wypierać, ale pod pewnymi względami mam z Dyrektorem Wykonawczym nie tylko trzy, ale może i z sześć światów.

Jakiś czas temu umówił się na wizytę do nowego stomatologa, w nowym miejscu - celem przetestowania jednego i drugiego. Powiedział, że termin jest na dziś, na godzinę jedenastą. Obudziliśmy się, wstawiłam pranie, potem zaczęliśmy jeść śniadanie i nagle tuż przed dziewiątą słyszę, że wizyta jest o dziesiątej, a na dojście trzeba liczyć około pół godziny.

Szybkie kończenie jedzenia jogurtu i picia kawy, szybkie wieszanie upranych ubrań, szybkie mycie, ubieranie i wreszcie wyszliśmy. W sumie nie musiałabym iść razem z Mężem, ale chciałam sobie pooglądać tamtą przychodnię, bo nie miałam okazji tam być. Po drugie chcieliśmy zapłacić kartą, gdyż nasz bank podniósł z dwóch na cztery złote opłatę za kartę, a jeśli co miesiąc zapłacimy nią na łączną sumę stu złotych, tamta opłata nie zostanie pobrana z konta.

Nie jesteśmy sknerami, ale cztery złote razy dwanaście miesięcy daje czterdzieści osiem złotych rocznie. Piechotą nie chodzi, więc po co dawać to bankowi? Pokonałam nawet swoją niechęć do płatności plastikiem w imię oszczędności. No i musiałam pójść dzisiaj razem z Dyrektorem Wykonawczym, bo mamy tylko jedną kartę (zrezygnowaliśmy z drugiej właśnie ze względu na koszty), na której widnieje moje dwuczłonowe nazwisko. Baliśmy się, że jak mnie nie będzie, może być problem, gdyż Mąż kobiety absolutnie nie przypomina.

Klinika wypasiona maksymalnie. Poczekalnia ogromna. Przyciemniane szyby. Automatyczne drzwi. Skórzane sofy, stoliki z krzesłami, wielki telewizor na ścianie i dwa stanowiska komputerowe dla oczekujących. Klimatyzacja i gustowne toalety.

W gabinecie ponoć sterylnie - tu już muszę polegać na opinii Męża, który lustrował wszystko chyba w miarę dokładnie. Stomatolog i jego asystentka w maseczkach, czepkach i fartuchach. Przy nim zakładali na dłonie nowe, jednorazowe rękawiczki.

Mam hopla na punkcie czystości w gabinetach lekarskich, a w szczególności u stomatologa, bo żółtaczką bardzo łatwo się tam zarazić. Wiem sporo o autoklawach i warunkach, w jakich powinny być przechowywane i odkażane narzędzia oraz jakie są procedury, których sporo lekarzy nie przestrzega. Mam przecieki z dobrego sanepidowskiego źródła gdzie lepiej nie chodzić - no chyba, że ktoś lubi ryzyko.

Scaling, piaskowanie, polerowanie plus kontrolny przegląd oraz pantomogram nagrany na płytkę CD. Za to wszystko Mąż zapłacił 250 złotych, ale jego uśmiech jest bezcenny. No i wyszedł zadowolony z przebiegu całej wizyty, więc chyba tamto miejsce zdało egzamin. Przynajmniej w kwestii usuwania kamienia i osadu, bo żadnych ubytków pan doktor u Dyrektora Wykonawczego nie stwierdził.

Jeśli ktoś jest zainteresowany tematem wyżej wymienionych usług dentystycznych polecam zajrzeć tutaj.