Podobno kobieta wygląda najpiękniej w pierwszy dzień cyklu i w trakcie owulacji. I coś w tym jest, bo jak się czasem obserwuję, zauważam to i owo - cera jakby gładsza, włosy bardziej błyszczące i oczy jakieś inne.
A jako że dziś jest ten pierwszy dzień, postanowiłam nie zwijać się z bólu (od czego w końcu są tabletki?), ale o siebie zadbać i podarować sobie odrobinę przyjemności w domowym zaciszu.
Poranna kąpiel, antycellulitowy peeling z kawą oraz żelowy peeling do twarzy, mycie włosów, a potem moja ulubiona maseczka (z brązową glinką, pachnąca czekoladą - pisałam kiedyś o niej). W tym samym czasie na stopy założyłam skarpetki spa - o nich też już wspominałam.
Dłonie także zostały poddane peelingowi, a potem wmasowałam w nie specjalną maseczkę regenerującą. Do ciała balsam z olejkiem arganowym.
Jest jeszcze jedna rzecz godna polecenia, którą odkryłam niedawno - odświeżająca sól do kąpieli Be Beauty (z Biedronki) - trawa cytrynowa i bambus, której używam do moczenia stóp. Rewelacyjnie chłodzi w upały.
Na deser manicure i pedicure - wczoraj Mąż doradzał mi w wyborze lakierów i wzięłam dwa w najmniejszych flakonikach, czyli zielony i szafirowy, bo oboje nie mogliśmy się zdecydować który z nich jest ładniejszy.
Spacer w nowych sandałkach, fotki, wdychanie zapachu lip, ukochane przeze mnie malwy, rozmowy, trzymanie się za rękę, przytulanie, siedzenie na ławce, lody, brzoskwinie, mozzarella z pomidorami, świeże ogórki - tak w wielkim skrócie wyglądała niedziela w moim i Męża wykonaniu.